Dla Jelenia – tak po prostu.
– Ej! Nie powiedział nam pan nic o naszych rodzicach! - powiedziała oburzona Sky. Ten temat wydawał jej się być wyjątkowo ciekawy.
– Wszystko w swoim czasie, moje panie. Mam teraz bardzo ważne sprawy na głowie, ale jutro przy śniadaniu wszystko wam wyjaśnię. Może tak być? - zaproponował.
Sky niechętnie skinęła głową,
wyczuwając, że nic nie wskóra.
Większość
korytarzy, którymi Kate prowadziła swoje przyjaciółki, niczym nie
różniły się od tego, którym dziewczęta dotarły do Sali
Tronowej, jak nazywała tamto miejsce Kate. Wszystkie były ponure i ciemne. Jedynie oświetlenie miały lepsze, niż tamten.
River dalej była kotem. Szła obok Sky, która trawiła wszystkie słowa Jonathana i niezbyt przejmowała się otoczeniem. Nagle jednak zatrzymała się, i to tak raptownie, że jej siostra ryknęła cicho ze zdumieniem.
– Małe pytanie... Czemu prowadzisz nas do jakiejś jaskini? – zapytała Skylar, unosząc brwi. Kate wyglądała na lekko zmieszaną, co raczej nie leżało w jej naturze.
– Widzicie. Dzisiaj i jutro na okrągło będziecie zmieniać postać. W Jaskini będziecie bezpieczniejsze i nikt nie będzie wam przeszkadzał... może poza moim bratem – odpowiedziała, szurając nogami.
– John? A co on tutaj robi? I co TY tutaj robisz? – W głosie dziewczyny słychać było pretensję. Z resztą, miała do tego prawo, przynajmniej w jej mniemaniu. Czuła się oszukana, zastanawiała się, czemu nikt im nie powiedział, że mają jakieś moce.
– My też jesteśmy Żywiołakami. Cała moja rodzina włada ogniem, zamieniają się w... smoki – wyjaśniła Rose, unosząc wzrok. Oczy Sky rozszerzyły się ze zdumienia. Dodatkowo mogła przysiąc, że dolna szczęka opadła jej do kolan.
– SMOKI?! Ale... to smoki istnieją?! – wyrzuciła z siebie. Kątem oka dostrzegła, że żółte, kocie oczy River się zwęziły. Najwyraźniej tak u panter objawiało się zdziwienie.
– Tak, smoki. Właściwie to takie prawdziwe smoki nie istnieją. Wszystkie są i były Żywiołakami. Ale ludzie o tym nie wiedzieli, bo i skąd? Więc wymyślili to wszystko – odpowiedziała, ponownie ruszając przed siebie. – Mity o smokach zaczęły się od Ismiry. Młoda dziewczyna, nie mająca pojęcia o tym, kim jest. W piętnaste urodziny przemieniła się w środku miasta, zrobiła mały sajgon i uciekła w góry. Więcej jej nie widziano.
Zazwyczaj Żywiołaki są siebie świadome, jakkolwiek to brzmi. Ale ojciec Jonathana, William, zakazał waszym rodzicom cokolwiek mówić. Pięć lat temu pałeczkę od niego przejął właśnie Jonathan. Chciał anulować ten zakaz, ale Rada doszła do wniosku, że lepiej poczekać, aż same przyjdziecie i wtedy wszystko wam wytłumaczyć...
– To znaczy, że ty jesteś smokiem? Możesz się zamienić w wielkiego, rzygającego ogniem gada? – przerwała jej Sky.
– Jeszcze nie. Mam urodziny w maju. Muszę czekać jeszcze trzy miesiące – odparła z uśmiechem. – Całe urodziny i dwa następne dni spędzę w Jaskini. Wy możecie ją opuszczać na czas posiłków.
Poprowadziła je do schodów. W odróżnieniu od tych, którymi szły poprzednio, te były szerokie, zrobione z mahoniu i wyściełane dywanikiem. Sky zaczęła się zastanawiać, po co im takie eleganckie zejście niżej tu, a nie na wyższych piętrach. Nie miała jednak ochoty pytać oto, ponieważ podejrzewała, że odpowiedź i tak jej nie usatysfakcjonuje. Szła więc w milczeniu.
River nadal się nie odmieniła, co odrobinę niepokoiło jej siostrę. Zastanawiała się, co się stanie, jeśli Riv już nigdy nie odzyska ludzkiego kształtu i Sky zostanie sama.
– No, jesteśmy! – oznajmiła wesoło Kate, wyrywając tym samym Skylar z zamyślenia. Dziewczyna stanęła jak wryta, lustrując wzrokiem ogromne jak do hangaru wrota. Je również pokrywały płaskorzeźby, ale przedstawiały one rośliny, nie zwierzęta. Sky, która nigdy nie była dobra w rozróżnianiu tej grupy organizmów mogła powiedzieć jedynie, że to flora z lasów deszczowych.
River ryknęła cicho, z uznaniem dla piękna sztuki. Usiadła przed odrzwiami, przyglądając się im z błyskiem w żółtych ślepiach. Sama była przecież artystką, więc, naturalnie, fascynowały ją dzieła innych autorów.
– Abrir. – Kate położyła rękę na korzeniu największego drzewa i wyszeptała to jedno słowo. Padworth spojrzały na nią ze zdumieniem, rozpoznając słowo z hiszpańskiego.
– Tak, smoki. Właściwie to takie prawdziwe smoki nie istnieją. Wszystkie są i były Żywiołakami. Ale ludzie o tym nie wiedzieli, bo i skąd? Więc wymyślili to wszystko – odpowiedziała, ponownie ruszając przed siebie. – Mity o smokach zaczęły się od Ismiry. Młoda dziewczyna, nie mająca pojęcia o tym, kim jest. W piętnaste urodziny przemieniła się w środku miasta, zrobiła mały sajgon i uciekła w góry. Więcej jej nie widziano.
Zazwyczaj Żywiołaki są siebie świadome, jakkolwiek to brzmi. Ale ojciec Jonathana, William, zakazał waszym rodzicom cokolwiek mówić. Pięć lat temu pałeczkę od niego przejął właśnie Jonathan. Chciał anulować ten zakaz, ale Rada doszła do wniosku, że lepiej poczekać, aż same przyjdziecie i wtedy wszystko wam wytłumaczyć...
– To znaczy, że ty jesteś smokiem? Możesz się zamienić w wielkiego, rzygającego ogniem gada? – przerwała jej Sky.
– Jeszcze nie. Mam urodziny w maju. Muszę czekać jeszcze trzy miesiące – odparła z uśmiechem. – Całe urodziny i dwa następne dni spędzę w Jaskini. Wy możecie ją opuszczać na czas posiłków.
Poprowadziła je do schodów. W odróżnieniu od tych, którymi szły poprzednio, te były szerokie, zrobione z mahoniu i wyściełane dywanikiem. Sky zaczęła się zastanawiać, po co im takie eleganckie zejście niżej tu, a nie na wyższych piętrach. Nie miała jednak ochoty pytać oto, ponieważ podejrzewała, że odpowiedź i tak jej nie usatysfakcjonuje. Szła więc w milczeniu.
River nadal się nie odmieniła, co odrobinę niepokoiło jej siostrę. Zastanawiała się, co się stanie, jeśli Riv już nigdy nie odzyska ludzkiego kształtu i Sky zostanie sama.
– No, jesteśmy! – oznajmiła wesoło Kate, wyrywając tym samym Skylar z zamyślenia. Dziewczyna stanęła jak wryta, lustrując wzrokiem ogromne jak do hangaru wrota. Je również pokrywały płaskorzeźby, ale przedstawiały one rośliny, nie zwierzęta. Sky, która nigdy nie była dobra w rozróżnianiu tej grupy organizmów mogła powiedzieć jedynie, że to flora z lasów deszczowych.
River ryknęła cicho, z uznaniem dla piękna sztuki. Usiadła przed odrzwiami, przyglądając się im z błyskiem w żółtych ślepiach. Sama była przecież artystką, więc, naturalnie, fascynowały ją dzieła innych autorów.
– Abrir. – Kate położyła rękę na korzeniu największego drzewa i wyszeptała to jedno słowo. Padworth spojrzały na nią ze zdumieniem, rozpoznając słowo z hiszpańskiego.
Coś zaskrzypiało, rozległ się odgłos pocierania kamieniem o kamień i ciężkie wrota zaczęły się uchylać, by pokazać, co za sobą skrywają. Kate cofnęła się spokojnie, podczas gdy jej towarzyski odskoczyły do tyłu. River wylądowała z o wiele większą gracją, niż jej siostra, która ledwo utrzymała równowagę. Zaklęła cicho pod nosem, marszcząc brwi i przenosząc wzrok ze swoich stóp na wejście do Jaskini Piątej. Wielkie odrzwia prawie stanęły otworem, ukazując wielki las liściasty, ciągnący się w oddali, złotą kulę tuż pod sklepieniem i pas trawy, oddzielający ogromną dziurę, zamkniętą dotychczas przez drewno pokryte również z drugiej strony płaskorzeźbami.
– Wow... W każdej jaskini jest taki las? A ile jest w ogóle jaskiń? – zapytała Sky, postępując jeden krok do przodu.
– Nie, nie w każdej jaskini jest las. W niektórych są inne warunki klimatyczne... Ale ta jest chyba dla was odpowiednia. A jaskiń mamy około setki – odpowiedziała Kate, podczas gdy River przeszła obok siostry i weszła do środka. Opuściła głowę i zaczęła węszyć, po czym rozejrzała się dokoła. Wydała z siebie niski pomruk, spoglądając na Rose.
– Tak, wiem. Tu jest mój brat, nie musicie się go obawiać. Już rok może korzystać z mocy – rzuciła tamta, po czym dodała: – Zaraz go zawołam. JOOOOOOHN! RUSZ TEN SWÓJ GADZI ZADEK!!! – zawyła, robiąc trąbkę wokół ust.
W odpowiedzi doczekała się przeciągłego ryku, pod którego wpływem siostry się skuliły.
Sky dopiero po chwili dostrzegła, że nie tylko ten wibrujący, przeszywający odgłos był powodem, dla którego River Padworth zachowała się tak, a nie inaczej. Dokładniej zorientowała się wtedy, gdy jej siostra wróciła do ludzkiej postaci, jęknęła i zwymiotowała.
– Jeśli zawsze ma to tak wyglądać, to podziękuję – stęknęła, odsuwając się od zawartości swojego żołądka.
– Spokojnie, tak jest tylko przy pierwszej dziennej przemianie. Następne już takie nie będą, a przynajmniej tak wszyscy twierdzą – pocieszyła ją Kate.
Gdy tylko to powiedziała nad linię drzew wyskoczył złoty kształt, który zatoczył koło nad lasem i skierował się w ich stronę.
Wszystkie trzy wpatrywały się w niego, oczarowane. Zbliżał się z dużą prędkością i już po chwili mogły w nim rozpozać smoka. Długiego, umięśnionego gada z ogromnymi skrzydłami, długą szyją o lśniącymi, pomarańczow-złotymi łuskami. Długi, zaopatrzony w kolce i zakończony strzałką ogon kołysał się za nim, korygując kurs lotu.
Instynktownie cofnęły się niemal pod samo wejście, by uniknąć rozgniecenia przez smoczysko, które łagodną spiralą sunęło w dół. Teraz Sky mogła przyjrzeć się jego głowie - potężnym szczękom, rogom i kolcom na kościach policzkowych oraz zielonym, roziskrzonym ślepiom. Jego łeb miał lekko kanciaste rysy, był tępo zakończony i pokryty drobniejszymi łuseczkami. Natomiast sam pysk pokrywała skóra, z której wyrastało kilka łusek.
– O ja cię... – wyszeptała River, wyraźnie pod wrażeniem. – To najpiękniejsze stworzenie, jakie kiedykolwiek widziałam.
Smok zakołysał głową, po czym... Po prostu zniknął. W jego miejscu pojawił się John, brat Kate.
Wyglądał zwyczajnie – lekki uśmieszek na ustach, zielone oczy i prosty nos pod czupryną ciemnobrązowych, potarganych włosów. Był wysoki i szczupły, dobrze zbudowany, chociaż nikt nie mógł powiedzieć o nim ,,mięśniak". Miał na sobie czarny T-shirt, dżinsy i trampki.
– Dziękuję za komplement, Riv. Bardzo miło mi to słyszeć – powiedział, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. Sky zerknęła na swoją siostrę, która kręciła głową.
– Nie ma za co. To prawda. Szczerze, to jako smok wyglądasz lepiej, niż jako człowiek, ale to nie jest wielkie osiągniecie – odpowiedziała, uśmiechając się kpiarsko. John Rose roześmiał się, wzruszył ramionami po czym odwrócił się do Kate.
– To co? Zostawiasz je pod moją opieką, nie? – zapytał, machnięciem wskazując na Padworth.
– Owszem. Macie wszyscy przyjść jutro na śniadanie. Jonathan chce coś im wytłumaczyć. – Kate spojrzała na brata z powagą.
– Im trzeba wiele rzeczy wytłumaczyć, nieprawdaż?
– Prawdaż, ale tym ma się zająć nasz Dowódca, zapamiętaj to sobie.
Chłopak przewrócił oczami.
– Jasne, że to sobie zapamiętam, a teraz idź już stąd, okey? – Delikatnie popchnął dziewczynę w stronę wyjścia. – Poradzimy sobie.
River nie miała pojęcia, co sądzić o zaistniałych okolicznościach.
Była pewna tylko jednej, a właściwie dwóch rzeczy – chciała dowiedzieć się czegoś o swoich rodzicach oraz z nimi porozmawiać. Chociaż nigdy nie była blisko z żadnym z nich, to mimo wszystko miała ochotę przytulić się do nich i z nimi porozmawiać. Odniosła wrażenie, że tylko oni byli w stanie jej to jakoś wytłumaczyć i oprowadzić ją po tym obcym, dziwnym świecie, którego, swoją drogą, miała już po dziurki w nosie. Nie wyobrażała sobie tego, że miałaby w nim funkcjonować do końca życia.
W gardle nadal ją paliło, ale nie widziała możliwości napicia się czegokolwiek. Nie wiedziała, czy na terenie Jaskini jest jakieś źródło wody. – Hm... w lesie nie ma nic niebezpiecznego, możecie się rozejrzeć, jeśli chcecie. – Głos Johna wyrwał ją z zamyślenia. Spojrzała na niego, po czym na Sky. Patrzyły przez chwilę na siebie.
– Musisz wytłumaczyć nam kilka kwestii – oznajmiła Skylar twardo. River poparła ją skinieniem głowy.
– Wiecie, ja nie mogę wam za wiele powiedzieć o waszych rodzicach... – John wyglądał na skrępowanego. – Ja po prostu nie wiem za wiele.
– A my nie chcemy od ciebie opowieści o naszych rodzicach. Wiesz, mamy też inne pytania – prychnęła Riv. John był jedną z tych osób, przy których nie była sztucznie uprzejma, a przy tym naprawdę go lubiła.
– W takim razie... Chodźcie, usiądziemy. – Skierował się bod najbliższe drzewo, a one poszły za nim.
– Co to za miejsce i gdzie się znajduje? – zapytała Sky. John westchnął, pocierając dłonią kark.
– To Kwatera Główna Zakonu Żywiołu w Anglii. Znajduje się pod Londynem – odpowiedział wreszcie.
– Dobra... A co wspólnego z żywiołem ma zwierzęca forma? – odezwała się po chwili Riv. To pytanie kołotało się po obrzeżach jej świadomości i wypłynęło z jej ust bez jakiegoś świadomego udziału mózgu.
– Tego nikt nie odkrył. Zazwyczaj są to zwierzęta w jakikolwiek sposób powiązane z danym żywiołem. Smoki od zawsze były kojarzone z ogniem, bo właśnie to reprezentują. Taki Jonathan jest jeleniem, bo jeleń*... No z czym się wam kojarzy? Z lesem. A las? Z naturą i roślinami, prawda?
– No dobra. Ale mi pantera nie kojarzy się z burzą – mruknęła Sky, spoglądając w las.
– Tak. To nieodgadniona zagadka.
– A czemu tu siedzisz? Po co? – spytała River, pochylając się do przodu.
– Bo muszę. Wytłumaczę wam to kiedy indziej – uciął rozmowę.
Nie potrafiła określić, czy minęło pół godziny, czterdzieści piec minut, czy może kilka godzin. Siedziała pod tym samym drzewem razem ze Skylar. John przemienił się w smoka i drzemał nieopodal, od czasu do czasu uderzając ogonem o ziemię.
Im dłużej River rozmyślała o ich położeniu, tym bardziej upewniała się w swoim przekonaniu – rodzice postąpili bardzo nie fair, nie mówiąc im o niczym. Nawet, gdyby pięć lat temu, gdy Jonathan zastąpił swojego ojca, miały świadomość tego, co je czeka, może nie czułaby się zdradzona przez rodzinę.
Nigdy nie była blisko z mamą, a z tatą tym bardziej. Szybko musiała stać się dorosła, odpowiedzialna i powściągliwa. Nie mogła dać upustu emocjom. Zawsze myślała, że gdyby postępowała lekkomyślnie i nie zachowywała zimnej krwi, mogłaby przysporzyć problemom matce i ojcu, którzy i tak nie mieli za wiele czasu. Nie próbowała zwrócić na siebie niczyjej uwagi poprzez mało dojrzałe wybryki i jakieś błahostki. Doszła do wniosku, że jeśli ma im zaimponować, to w sposób pozytywny. I tak znalazła sobie hobby w postaci rysowania. Potem, gdy miała osiem lat, obejrzała w telewizji konkurs ujeżdżenia. Tak ją to zafascynowało, że zapragnęła też tak jeździć.
Zainteresowanie muzyką pojawiło się dwa lata po rozpoczęciu nauki jeździectwa. Wtedy po raz pierwszy spadła i złamała nogę. Przykuta do łóżka, dostała od taty flet typowy dla lekcji w szkole, oraz książkę o nauce grania na nim.
Ten flet był jednym z wielu prezentów, jakimi jej stwórcy obsypywali ją i jej bliźniaczkę. Gdy obie miały dwanaście lat River poprosiła, chociaż można powiedzieć zarządzała, o konia rasy Perszeron. Widziała karego ogiera tej rasy w telewizji i zapragnęła mieć własnego.
Oczywiście, spełnili jej prośbę. Kupili jej karego, sześcioletniego wałacha imieniem Ranczo. Od początku bardzo konia kochała i dbała o niego. Mieszkał w stajni, gdzie dziewczyna zawsze jeździła. Lubiła tamto miejsce, właścicielkę i miłą atmosferę panującą na lekcjach.
– Co o tym wszystkim twierdzisz? – Sky wyrwała ją tym pytaniem z głębin myśli. Uchyliła do połowy przymkniętę powieki, a jej tęczówki przesunęły się w prawo, w stronę drugiej Padworth.
– Szczerze? Nie wiem. – Westchnęła. – Mam mętlik w głowie. Gdyby ktoś powiedział mi to wszystko, co dziś nam powiedzieli, nie uwierzyłabym. Ba! Wysłałabym go na odwyk albo kazała zmienić dillera. A ty?
Jej siostra zaśmiała się cicho, wyciągając się na trawie.
– Wyśmiałabym go.
Po jej słowach River ponownie zamknęła oczy i przez chwilę półleżała, oparta o drzewo, i nie myślała o niczym. Ten błogi stan przerwał jej cichy ryk.
– Nie no, znowu? – jęknęła, prostując się i patrząc na czarną panterę, leżącą brzuchem do góry, z łapami w powietrzu, która leżała na miejscu Skylar. John uniósł łeb, jednak po kilku sekundach opuścił go spowrotem na przednie łapy.
Sky nie potrafiła zrozumieć, jak można siedzieć bezczynnie z własnej woli.
Jonathan większość czasu spędzał na spaniu. Gdy nie spał, to latała w kółko pod sklepieniem jaskini. River w końcu również przełączyła się na tryb ,,śpij lub się włócz".
Sky wyrzuciła z tego ,,śpij" i tylko się włóczyła po lesie, chociaż to prędzej ją można było posądzić o lenistwo i skłonności do drzemek w środku dnia. Stwierdziła jednak, że za wiele myśli odbija jej się od czaszki, dzwoniąc w mózgu niczym dzwon kościelny. W takich warunkach najzwyczajniej nie mogła spać, więc zamiast tego chodziła bez celu po Jaskini Piątej.
Nawet podobało jej się oglądanie świata oczyma kota. Wszytko wydawało się wtedy ciekawsze, a bogactwo zapachów tylko dodawało temu uroku.
Mniej fascynująco było chodzenie po tych gąszczach w ludzkim ciele. Kolory może i były trochę żywsze, ale powonienie było jakby przytłumione, z resztą tak jak dźwięki. Wielce ją to irytowało, ale nie miała żadnej władzy nad swoimi przemianami.
Ze zdumieniem uświadomiła sobie, że to wszystko jej się podoba. To nowe życie, pełne możliwości i, zapewne, szalonych przygód. Przecież osoba z takimi dziwnymi umiejętnościami nie może wieść nudnego życia, co nie?
Gdy wynurzyła się z gąszczu liści, pnączy i krzaków przywitał ją widok siedzącego smoka, który mruczał coś pod nosem, czasami wydając z siebie inne odgłosy. Przed nim siedziała czarna pantera, która odpowiadała mu w typy dla panter sposób – krótkimi chrząknięciami, rykami i warkotami.
Z niewiadomych powodów na widok dwóch śmiertelnie niebezpiecznych zwierząt, która siedzą i rozmawiają zachciało jej się śmiać.
~ Chyba poważnie powinnam zastanowić się, czy nie jestem jakąś psychopatką albo czymś takim – pomyślała, ruszając w stronę siostry i Johna. Usiadła obok River i pogładziła ją po głowie.
– No co? To jedyna okazja, by pogłaskać dzikiego kota! – wykrzyknęła na widok zabójczego spojrzenia, posyłanego jej przez bliźniaczkę. Sky roześmiała się i, poklepawszy ją po boku, wstała z zamiarem legnięcia pod jednym z licznych drzew.
– Ej, John. A nie idziemy na żaden obiad ani nic? – zapytała ze swojego miejsca, patrząc na smoka wyczekująco. Zdziwiło ją to, że dopiero teraz zaczęła odczuwać głód. Musiały tam być przynajmniej sześć godzin!
John przemienił się w wysokiego nastolatka kręcącego głową i odpowiedział:
– Tak, idziemy na kolację, ale jeszcze nie teraz. Jest o piętnastej, a my mamy... – Zerknął na zegarek, który Sky zauważyła dopiero teraz. – Czternastą trzydzieści. Wytrzymasz?
– Ta, jasne. A czemu ty tu siedzisz? – Chciała się tego dowiedzieć, ta kwestia nie dawała jej spokoju przez cały ten czas, który spędziła w lesie.
– Bo muszę. – Ta krótka odpowiedź w żadnej mierze nie była w stanie zaspokoić ciekawości młodej Padworth, która postanowiła drążyć, dopóki się nie dowie, po co John tu siedział. Jedną z teorii, która wysnuła, zakładała, że miał im po prostu dotrzymać towarzystwa, ale w tym celu mogli im zostawić Kate. Ruda z pewnością nadawałaby się o wiele bardziej do tego zadania, niż jej brat. Była w końcu ich najlepszą przyjaciółką, i to z jakiegoś powodu. Z nim wymieniały tylko zwyczajne ,,hej" i ,,co tam?".
– Czemu niby ,,musisz"? – zaatakowała. – I dlaczego nie chcesz nam tego wyjaśnić, hę?
– Ech. A po co niepotrzebnie mielić ozorem? – spytał, patrząc wymownie w górę.
– A czemu niby niepotrzebnie? Może nam to jest potrzebne?
– Niby po co?
– Dodatkowa wiedza nikomu jeszcze nie zaszkodziła.
– I tu się mylisz. – Jego ton był ostry, tak samo wzrok. To niezbyt spodobało się Sky, River z resztą też nie. Obie podświadomie czuły, że rozgniewany smok nie wróży niczego dobrego.
– Dobra, spokojnie. Po co się tak spinać? – burknęła, myśląc z rezygnacją, że nic więcej z niego nie wyciśnie. Właściwie to nic z niego nie wycisnęła, może poza stwierdzeniem, że musi siedzieć w Jaskini.
Doszłam do wniosku, że dopiero w trzecim rozdziale opiszę rozmowę między bliźniaczkami i Jonathanem przy śniadaniu. I tak w sumie ten rozdział ma 12 stron w wordzie (liczę z poprzednią częścią).
Tak, wiem, że początek powinien się znaleźć w poprzedniej części rozdziału, ale zapomniałam go tam umieścić, a gdzieś musiałam.
Skończyłam go pisać we wtorek, ale stwierdziłam, że poczekam do czwartku. A co! Przy okazji informuję, że będę publikowała kolejne rozdziały tylko, jeśli dwie osoby (min.!) skomentują poprzedni rozdział.
Długo się zastanawiałam nad tym, czy zadedykować rozdział Kathrine E, aż w końcu stwierdziłam ,,A, co mi tam!". No, dziękuję Ci, Jelonku, za twe komentarze pod każdym postem. One dają mi wielkiego kopa weny, z resztą tak jak Twoje opowiadanie. Dziękuję ♥
*Jeleń był pierwszym zwierzęciem, jakie wpadło mi do głowy, gdy myślałam nad Żwiołakiem Natury.
O skurczysyn! NOWY ROZDZIAŁ!
OdpowiedzUsuńI TO DLA MNIE!!! DLA MNIE! <33 Jejuuu ♥♥♥ Dziękuję <3
Nie ma za co... Lubię kopać ludzi :3 Moje opowiadanie? :D A z jakiej to racji? :3
Wow, mój blog w polecanych... Na PIERWSZYM miejscu! ♥ Ale radoocha ♥
Dobra, dobra, bo się posram :'D
Rozdział cuudowny! :D Taki ekscytujący! ^^ O i jednak Rose władają ogniem? I smoki? *oo* Nie mg się doczekać jak Kate już będzie miała piętnaście lat i będzie się przemieniać w smoka :3
I ten John... Nie wiem dlaczego, ale tak... Spodoba się jakiejś z sióstr? :D xdd A no i dlaczego ON tam z nimi siedzi? ... Ciekawe...
Mam nadzieję, że w następnej notce dużo się wyjaśni :) Czekan na nią! :D Cierpliwie...
Dziękuję raz jeszcze za wszystkie niespodzianki ♥ Nie wiesz nawet jak bardzo mnie to ucieszyło :D
Jelenie mają być wszędzie. Zapamiętaj :D
O! Właśnie, ładny szablon! *u*
To pozdrawiam i ściskam! <3
Kathrine ;**
{jily-love-forever.blogspot.com}
Tak, Twoje opowiadanie. Jakoś ja je czytam to potem nachodzą mnie pomysły... ciekawe, c'nie?
UsuńW następnej notce wyjaśni się powód jego siedzenia tam, oraz kilka innych kwestii, będzie trochę o rodzinie Padworth. Co do tego, czy John spodoba się jednej z sióstr... niczego nie mogę powiedzieć. Spoilery, a sama do końca nie wiem, jak to będzie.
Kate kiedyś poświęcę więcej uwagi, takie mam przynajmniej zamiary.
Śmiechłam przy tym komie, mówię poważnie XD A notka niestety będzie w przyszłą sobotę albo niedzielę.
Również ściskam i pozdrawiam.
Ciekawe, nawet bardzo... :D
Usuńoo :D HA! Nie zaprzeczyłaś ^^ Jestem z siebie dumna :'D
Oksy ^^ Na prawdę? Doprowadziłam cię do śmiechłu? (:'D) Spoko ^^ Cieszę się ^^ :D
Dopiero? ;c E.. w sumie to jutro jest sobota... Haha xddd
Pozderki ♥
Kathrine ;**
Ps. Nominowałam cię do LBA! Więcej info tu --> http://jily-love-forever.blogspot.com/p/lba.html
{jily-love-forever.blogspot.com}
Pięknie piszesz *.* Oddałabym wszystko żeby tak umieć. Miałaś wcześniej inne blogi, pytam, bo chętnie poczytam twoje wspaniałeŁeba opowiadania.
OdpowiedzUsuńCóż, miałam jeden, ale była to totalna klapa, nieprzemyślane opowiadanie pod względem fabuły. Jakoś nigdy nie dokończyłam.
UsuńDziękuję za miłe słowa.
Już dodałam. W zakładce 'Dzieci Żywiołów'.
OdpowiedzUsuńJak ślicznie. Ten rozdział szczególnie mi się podoba, ale czemu, to nie do końca wiem. No i powodzenia z weną.
OdpowiedzUsuńHah, Omega! Fajnie, że jesteś ♥
UsuńDziękuję za komentarz i te miłe słowa, ale nie za bardzo wiem, jak mam na nie odpowiedzieć... Właściwie też zastanawia mnie to, że ten rozdział póki co podoba Ci się najbardziej.
Pozdrawiam.
Witam!
OdpowiedzUsuńDostrzegłam ze dwie literówki, ale czym jest kilka słów przy tak długim rozdziale! Wierz mi, to może być jedna z zalet lub wad Twojego bloga, zależy, kto ma ile czasu na przeglądanie internetów. (Ja mam i będę czytać, więc uwaga xD). Fabuła bardzo mi się podoba. Jak z książek z Empiku, serio! Postaci są nieźle wykreowane, świat ze słów wizualizuje mi się przed oczyma... także, no ten, no :D
Proponowałabym Ci tylko podzielenie rozdziałów na mniejsze części - na przykład trzy po cztery strony z Worda. Łatwiej będzie Ci to wszystko ogarnąć, a w trakcie pracowitego tygodnia nie będziesz miała "przerw" w pisaniu.
Krótka reklama: akcja-wieloswiat.blogspot.com Blog prowadzony z koleżankami. Zapraszam! Xd
Literówki? Ah, prawdopodobnie wina mojego narzędzia pracy, znanego bliżej jako 'tablet'. Ma autokorektę, czasami przydatną, ale chyba jednak ją wyłączę.
UsuńDziękuję za miłe słowa, zastanowię się nad mniejszymi częściami, ale ja tak pisać umiem — gryzę się sama ze sobą, jeśli rozdział ma mniej niż sześć stron.
Praca w szkole niedługo się kończy, nie widzę więc problemu z przerwami w pisaniu. Zazwyczaj wracam do domu, ze dwie godziny odpoczywam po szkole i wtedy też piszę. Poza tym w weekendy i wieczorami.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że się tu zatrzymasz na dłużej ^^
Oczywiście informuj! (Ciebie też informować?) Akurat ten rozdział przeczytałam przed informacją, ale trudno. Czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńNie, nie musisz informować. I tak zaglądam wszędzie co jakiś czas.
UsuńPrzestaję cię czytać. Czuje się jak nic. Wracam do swojego konta i zostaje Niedźwiedziem od FNAF i głupich, krótkich historyjek przepełnionych tandetnym żartem.
OdpowiedzUsuń( ͡° ͜ʖ ͡ °)
~źdeiwźdeiN