sobota, 30 maja 2015

Chapter three

Niespodzianka
Surprise
Sorpresa
Překvapení

Dla Niedźwiedzia, który i tak nie czyta xD Kocham cię!
– Obiecał pan, że opowie nam o naszych rodzicach. – Takimi słowami Sky przywitała Jonathana, gdy ten usiadł przy jednym z wielu długich stołów, którymi zastawiona była cała Jadalnia. 
Jedyna różnica polegała na tym, że stół, przy którym siedzieli był nakryty obrusem, a talerze i sztućce miały złote wykończenia. 
– Dzień dobry – dodała River, rzucając siostrze nieprzychylne spojrzenie. Sky przewróciła oczami, jednak posłusznie burknęła powitanie pod nosem. 
– Witam. Owszem, obiecałem, i to zrobię. Co chcecie wiedzieć? – Mężczyzna uśmiechnął się, patrząc na dwie siostry. Ostoję spokoju i zrównoważenia, oraz kompletne jej przeciwieństwo – wybuchową i porywacza nastolatkę...
– Jakiego są żywiołu? Czemu nie mogli nam powiedzieć o... tym? – zapytała Skylar, pochylając się przy tym do przodu. Pomimo dręczące go ją głodu niczego jeszcze sobie nie nałożyła, w przeciwieństwie do jej bliźniaczki, która już zdąrzyła pochłonąć dwa naleśniki i szklankę soku pomarańczowego. 
– Wasza matka jest wiatru, a ojciec ognia. Aby wyjaśnić drugą kwestie muszę wam wyjaśnić obawy mojego ojca co do was. Jesteście pierwszymi w historii bliźniaczymi Żywiołakami, a do tego tak potężnymi. Był jeden Burzołak, dawno temu. Też potomek wiatru i ognia. 
Rzadko trafiają się dzieci z takich związków. Wiatr i ogień najzwyczajniej w świecie do siebie nie pasują – wyjaśnił. Dziewczyny wpatrywały się w niego ze szczerym zaciekawieniem w oczach. 
– Ok. Teraz moja kolej. Czemu John nie chciał nam wytłumaczyć powodu swojej obecności w Jaskini? – Riv odchyliła się na krześle, trawiąc poprzednią odpowiedź. Teraz wszystko zaczęło nabierać sensu, ale nadal nie rozumiała zachowania przyjaciela czy powodu, dla którego nie rozmawiały jeszcze z rodzicami. 
– Nie wiem, czemu nie chciał wam powiedzieć, ale każdy z nas musi spędzić przynajmniej jeden dzień tygodniowo jako zwierzę, by utrzymać moce na wodzy. A Jaskinie są najbezpieczniejszym miejscem, jakie możemy sobie zapewnić na te przemiany – odpowiedział, wzruszając ramionami. – Po śniadaniu odsyłamy go do domu, razem z siostrą i rodzicami. Swoją drogą, Kate była tu tylko ze względu na was. 
River cieszyła się, że wreszcie ktoś udzielał im odpowiedzi na wszystkie pytanie, jakie zadały. Zaczynała rozumieć większość rzeczy, chociaż kilka spraw dalej było dla niej zagadką. 
Zerknęła na twarz Sky, z której, jak zwykle, mogła czytać niczym z szeroko otwartej księgi. Zmarszczone brwi, zagadkowy błysk w oku i lekko przekrzywiona głowa upewniła Riv w jednym – jej siostra usilnie się nad czymś zastanawiała. Nie trzeba było długo czekać, by odkryć powód jej zamyślenia.
– A gdzie są nasi rodzice? I kiedy z nimi porozmawiamy? – River nie miała prawa być zdumiona. Często było tak, że jedna z nich pytała o to, co akurat chodziło po głowie tej drugiej. Kate nazwała to ,,Bliźniaczą telepatią". 
– Powiem tylko, że nie ma ich tutaj, a jutro po śniadaniu odbierze was mama. – To było pierwsze pytanie, na które nie odpowiedział. Obie uniosły brwi, jednak zanim Sky zdążyła zaprotestować Riv zgromiła ją spojrzeniem.
Jakimś cudem zawsze to ona miała większy autorytet, wszelkie ważniejsze decyzje Skylar świadomie zostawiała jej. To ona była ta odpowiedzialna, ta, na której głowie zawsze było ogarnięcie tego, co normalnie ogarniali by ich rodzice, gdyby tylko mieli czas. Na babcię też nie zbyt mogły liczyć, gdyż ona w kółko albo sprzątała, albo w swoim pokoju się modliła.
– Macie jeszcze jakieś pytania? – Jonathan przerwał ciszę, jaka nastała po jego poprzedniej wypowiedzi. 
– Nie – mruknęła Sky, nakładając sobie wreszcie śniadanie. 
Dwie godziny później Sky zastanawiała się, czy miniaturowe błyskawice przeskakujące między palcami jej rąk za każdym razem, gdy je przed siebie wyciągała jest super, czy może wręcz przeciwnie. W zamyśleniu przyglądała się prądowi, który przy tym przyjemnie łaskotał. 
– Ej, jak myślisz, jak włożę rękę w kontakt to coś by mi się stało? – zapytała, obracając dłoń i obserwując ją pod różnymi kontami. 
River podniosła głowę znad czytanej książki i zerknęła na siostrę z rozbawieniem. 
– Wiesz, możesz spróbować. Jak tylko wrócimy do domu. Co ty na to? Babcia się nie obrazi – odparła, uśmiechając się pod nosem. W odróżnieniu od Sky nie interesowała się zabawa błyskawicami. Wolała siedzieć nad książką o szalonym śledczym i jego psie. Mężczyzna, imieniem Gundar Mieczykow, myślał, że jego pies potrafi mówić, z czego wynikało bardzo dużo dziwacznych sytuacji. Sky postanowiła, że i ona kiedyś ją przeczyta.
– Zastanawia mnie, gdzie jest tata i czemu nie chcą nam o tym powiedzieć – odezwała się po chwili Riv. Skylar westchnęła, kręcąc głową. Z każdą chwilą do głowy przychodziły jej nowe pytania, na które nie mogła już uzyskać odpowiedzi. Przynajmniej na razie.
– Wiele rzeczy nie chcą nam wyjaśnić, nie uważasz? Pewnie wiele pytań długo pozostanie bez odpowiedzi, chyba, że zabawimy się w detektywów – powiedziała, wskazując głową książkę. – Co ty na to?
– Taak. Genialny pomysł. Wyjdziemy teraz na zewnątrz i użyjemy kocich nosów, by powęszyć – prychnęła ironicznie.
– A czemu by nie? No chodź, tu jest okropnie nuuuudnooo! – zawyła Sky, uporczywie wpatrując się w swoją ,,współwięźniarkę", bo tak się właśnie czuła. Jak więzień.
– To idź, ja nie mam ochoty na pałętanie się po kompletnie obcym miejscu. I nie chcę, aby ktoś nas złapał. Kto wie, co mogą nam za to zrobić. – Słysząc to, Sky przewróciła oczami i wstała. Skierowała się w stronę wyjścia.

Wyjrzała zza rogu, w duchu przeklinając, że musiała się przemienić akurat teraz. Jedynym plusem były wyostrzone zmysły, dzięki którym mogła usłyszeć zbliżających się ludzi.
Myślała, że przemieszczenie się po Kwaterze będzie trudniejsze, niż okazało się być w rzeczywistości. Dobrze, nie do końca wiedziała, gdzie idzie, ale miała wrażenie, że pamięta trasę powrotną do Jaskini Piątej. Właściwie to nie przeszkadzało jej to, że włóczy się bez wiedzy, gdzie co się znajduje. Nie miała przecież żadnego określonego celu, chciała tylko pozwiedzać. Trochę dziwnie się czuła bez River, która była jej wspólniczką podczas nocnych eskapad po domu.
Gdy już upewniła się, że spokojnie może iść dalej, do jej uszu doszedł głos.
Może i nie byłoby w tym nic dziwnego, przecież Kwatera była pełna ludzi, gdyby nie fakt, że ten głos dobrze znała. Trudno się dziwić, skoro słyszała go przez całe swoje życie, długie piętnaście lat.
To był głos jej matki.
W pierwszym odruchu chciała od razu pognać w kierunku tego, co było jej znajome i ciepłe, jednak powstrzymała się przed tym, tłumacząc sobie, że byłoby to najgłupsze, co mogła zrobić, i zamiast tego się skuliła w plamie cienia. Właściwie to nie miała się czemu dziwić. Przecież jej mama była Żywiołakiem, tak jak ojciec, babcia i dziadek. To była dziwna myśl, do której nie zdążyła się jeszcze przyzwyczaić, obca, nie do przyjęcia.
Szybko oceniła swoje umiejętności i szanse powodzenia, po czym podjęła decyzję. Powoli, ostrożnie wychynęła ze swojej kryjówki i ruszyła w stronę, z której dobiegał głos.
Jednak nagle stanęła jak wryta, strzygąc uszami.
Do głosu jej rodzicielki dołączył głos Jonathana.
Niby temu też nie mogła się dziwić, był to Dowódca i miał prawo rozmawiać ze swoimi podwładnymi, do których Kathrina Padworth z pewnością należała, ale coś Sky nie pasowało. Coś stanowczo było nie tak, jak powinno, a ona bardzo chciała odkryć powód swoich odczuć. Uznała je za instynkt, a on przecież zazwyczaj zwierząt nie zawodzi.
Szła, a właściwie pełzła, korytarzem przez dobre kilkanaście minut. Powoli zaczynały dobiegać do niej strzępy rozmowy, ale i tak nie wiele z niej rozumiała.
– ... wiem, Jon. I dlatego boję się, że Robertowi mogło się coś stać. Albo że teraz coś mu się dzieje – powiedziała Kathrina. Jonathan westchnął, zanim odpowiedział.
– Po pierwsze, nie możesz teraz zostawić dziewczyn. Będą cię potrzebowały...
– Całe życie jakoś sobie radziły. – Sky zdziwiła się, słysząc w słowach matki smutek, żal i coś jeszcze. 
– Myślisz, że są z tego faktu zadowolone, Kath? Nie wydaje mi się. I nie wydaje mi się, byś ty z tego powodu skakała z radości. – Z usłyszeniem tego dziewczyna miała problemy, ponieważ mężczyzna mówił cicho, łagodnie, jakby bał się, że spłoszy niespokojne zwierze. 
Skylar zatrzymała się przed drzwiami, zza których słyszała rozmowę. To nie była sala tronowa, szatynka podejrzewała raczej prywatny gabinet czy jakieś komnaty.
– Przecież wiesz, że chciałabym mieć z nimi lepszy kontakt. Ale... nie mogę, nie potrafię. Wiesz, kto nauczył je jeździć na rowerze? Same się nauczyły. Gdy miały trzy lata umiały zrobić sobie śniadanie. Ta lista jest o wiele dłuższa. Jednak nic nie mogę już naprawić. Za późno. Ale nie dla Roberta – odezwała się Kathrina po chwili milczenia. – Powiedziałeś ,,po pierwsze". A co z ,,po drugie"?
– Mówiłaś, że nic nie czujesz do Roberta i że nigdy nie poczujesz. – Wydawał się być zawstydzony tymi słowami. Zdaniem Skylar – i słusznie.
– O mój Boże, Jon! To, że go nie kocham, nie znaczy, że mam pozwolić mu umrzeć! A poza tym, to twój brat! Nie chcesz go ratować?
Kathrina zaczęła spacerować po pomieszczeniu, stykając obcasami. Jonathan się nie odzywał, stał w miejscu, natomiast Sky wytrzeszczyła oczy na słowa matki. Jonathan bratem ojca?! To było niemożliwe! Nikt im nigdy nie mówił, że mają jakiegoś wujka. 
Dopiero po chwili przypomniała sobie, jak wiele rzeczy przed nimi zataili. Ich umiejętności, to miejsce, fakt, że w piętnaste urodziny uciekną z domu po to, by przyjść do tego dziwnego miejsca. A teraz do tej listy trzeba będzie dopisać ,,krewni". No tak, nigdy przecież nie jeździły na zloty rodzinne, na obiadki do matki ich ojca, nikt do nich nie przyjeżdżał. Jednym słowem, nigdy nie utrzymywały kontaktu z rodziną.  Mimo tego nie narzekały ani nie pytały o powody. Zawsze tak było i zdążyły się do tego przyzwyczaić. 
– Jasne, że chcę. I robię wszystko, co w mojej mocy, aby to zrobić. Ale nie mogę cię teraz puścić na misję ratunkową. Przykro mi – odparł, uprzednio wzdychając. 
– Przykro?! Już ja widzę, jak tobie jest przykro!  warknęła kobieta. Sky aż skuliła się ze zdumieniem. Owszem, rzadko widywała się ze swą rodzicielką, ale jeszcze nie słyszała, by ta była aż tak zła i roztrzęsiona. Poza tym, bała się. Sky doskonale to czuła  woń strachu. Nie potrafiła powiedzieć, czym jej to pachnie. Miała wrażenie, że strach nie ma określonej woni, po prostu, gdy się go czuje, to się wie, że to on. 
– Wiem, że możesz być podenerwowana, ale zrozum, że nic nie mogę teraz zrobić. Wysłałem już Garreta, by to sprawdził, ale Impalamann jest trudnym przeciwnikiem...
– Świetnie! Mieszaj w to biednego Rose'a. To genialny pomysł.  Po tych słowach, wypowiedzianych przez Kathrinę zapadła cisza, która zaraz przerwały następne słowa kobiety.  Przepraszam cię, Jon. Poniosło mnie trochę...
Skylar doszła do wniosku, że usłyszała już wystarczająco. Drugim czynnikiem, który pomógł jej podjąć decyzję o odejściu był lekki ból głowy, zwiastujący kolejną przemianę i powrót do o wiele mniej zwinnego i gibkiego ciała. 
River uważała pomysł swojej siostry za kompletnie głupi i nieodpowiedzialny. Przez dwie godziny, podczas których Sky była nieobecna, obawiała się, że do Jaskini wpadnie wściekły Jonathan, ciągnący za sobą jej bliźniaczkę, i zacznie się na nie wydzierać, że nie jeszcze raz, a stanie im się coś strasznego.
– Równie dobrze mógłby od razu rzucić nas na pożarcie jakiemuś potworowi – mruknęła do siebie, zerkając znad książki na wejście. 
Gdy ponownie opuściła wzrok usłyszała dźwięk otwieranych wrót. Szybko zerwała się na równe nogi, wlepiając oczy w Sky, która właśnie weszła do Jaskini. Wyglądała na mocno czymś przejęta.
– Riv, posłuchaj! Musisz mnie wysłuchać! – wykrzyknęła, podbiegając do River.
– To może wreszcie mi powiesz, zamiast się wydzierać? – zaproponowała tamta, przewracając oczami. Mimo wszystko była ciekawa, czego dowiedziała się na tym małym ,,spacerku".
– A, tak! – Usiadła naprzeciwko River, po czym zaczęła opowieść. – Wiesz, co to oznacza? – zapytała, gdy skończyła.
– Chyba tak. Jonathan jest naszym wujkiem, który wysłał ojca do jakiegoś Implanta czy tam Palanta – mruknęła zamyślona dziewczyna.
– Tak, to też. Ale ona mu mówiła, że nic do ojca nie czuje. Jak myślisz, co to oznacza? – Wstała i zaczęła przechadzać się przed bliźniaczką. Zwrot w lewo, cztery kroki w przód, zwrot, cztery kroki w przód. I tak w kółko. 
– Aha... I co z tego? Podejrzewałyśmy, że babcia zmusiła ją do małżeństwa z ojcem, nie? Więc co ty taka zdumiona? – prychnęła dziewczyna, a Skylar aż stanęła z oburzeniem malującym się na twarzy. 
– Jak możesz być taką ignorantką?! To jest przecież oczywiste! – wykrzyknęła, machając  rękami i żywo gestykulując. 
Co jest oczywiste?
– Domyśl się. No, zgaduj.
River spiorunowała siostrę spojrzeniem, a po jej rękach przebiegł prąd. Ta ciemnowłosa, tak podobna do niej z wyglądu istota, często doprowadzała ją swoimi humorkami i fochami do szewskiej pasji, ale przez piętnaście lat zdążyła przywyknąć i nauczyć się radzić sobie z temperamentem szatynki. Tym razem, po raz pierwszy od bardzo dawna, niemal straciła nad sobą panowanie. Czy ona nie mogłaby po prostu powiedzieć, o co jej chodzi?! Musiała zachowywać się jak rozpieszczony bachor albo bogata żona, której mąż nie zauważył nowej fryzury?!
– Nie mam ochoty zgadywać, więc wysłów się wreszcie! – warknęła, zakładając ręce na piersi. Po sekundzie znieruchomiała, a w głowie zaświtała jej jedna myśl. 
Co się ze mną dzieje?! 
– Mama ma romans z Jonathanem! To przecież jest oczywiste, nie? – Sky wydawała się nie zauważać stanu swojej towarzyszki. Chwilowe milczenie wzięła zapewne za objaw namysłu.
– I to wnioskujesz po tym, że on powiedział, że ona ponoć nic nie czuje do jego brata? – River zmarszczyła brwi, dochodząc do wniosku, że musi się odezwać. 
Nigdy nie mogła podejrzewać matki o romans. Właściwie nie mogła jej nic zarzucać z prostych przyczyn — całą rodziną spędzali ze sobą tylko dwa tygodnie w wakacje, gdy rodzice zabierali swoje córki gdzieś za granicę. 
– Ale... to jasno wskazuje na zazdrość! – Sky widocznie miała zamiar bronić swoich domysłów niczym lwica. 
– Mi to bardziej przypomina zmartwienie przyjaciela, ale co ja tam wiem? – River wz ruszyła ramionami, uznając temat za zamknięty. 
Dla Sky temat wcale nie był skończony. 
Zła na siostrę usadowiła się pod ścianą i z zaciętą miną ponownie zaczęła analizować to, co usłyszała z ust swojej matki i Najwyższego Dowódcy. Niezmiennie dochodziła do dwóch wniosków – ta dwójka była razem, a jej ojciec był w niebezpieczeństwie. 
Ktoś, kto stwierdziłby, że Skylar Padworth zostawi te kwestie w spokoju, musiałby być szalony, upity lub kompletnie jej nie znać.
Wstała, zaciskając szczęki, i ponownie ruszyła w stronę potężnych odrzwii.
– A ty gdzie znowu idziesz?
Sky zatrzymała się w pół kroku i odpowiedziała, nawet nie oglądając się na siostrę:
– Chcę dowiedzieć się czegoś więcej. W odróżnieniu od ciebie, nie mam ochoty gnić tu, podczas gdy może chodzić o życie naszego ojca. 
Nie czekała na odpowiedź. Wiedziała, co powiedziałaby jej River – że obchodzi ją życie Roberta Padwortha, ale wychodzenie, po raz kolejny, to czysta głupota i kuszenie losu.
Oraz, że Sky chodzi głównie o ten romans.
A ona nie potrafiłaby zaprzeczyć, pomimo tego, że naprawdę przejmowała się losem taty. Ale w tym wypadku Riv miała by, w pewnym stopniu, rację – Skylar najbardziej nęcił temat romansu jej matki z Jonathanem. Chciała odkryć coś, o czym sama myślała ,,rodzinna tajemnica". 

Niestety, za drugim razem nie udało jej się podsłuchać ani jednej, wartej cokolwiek, rozmowy. Dowiedziała się jedynie, że jakaś Alice jest w ciąży, a ojcem prawdopodobnie jest jakiś Will.
– Ale z Ally nigdy nie wiadomo, prawda? – dorzucił jeden z męskich głosów, po czym rozmówcy się roześmiali. Sky skrzywiła się z niesmakiem, myśląc o stosunku mężczyzn do jakiejś kobiety, która miała zostać samotną matką. No, chyba że ten Will zechce jej pomóc.
~ O czym ty myślisz, Sky? Przecież nie jesteś tu po to, by rozmyślać o samotnych matkach, tylko aby dowiedzieć się czegoś na temat rodzinnej tajemnicy! 
Gdy w końcu się poddała, nie zaspokoiwszy swej ciekawości, i postanowiła wrócić. Była tak zamyślona, a jej instynkt uśpiony, że wysoką, szczupłą blondynkę zauważyła dopiero wtedy, gdy na nią wpadła.
– Argh! – jęknęła tamta, lądując na podłodze. Sky domyśliła się, że dziewczyna biegła przed zderzeniem, gdyż obie cofnęły się, tracąc równowagę. Szatynce udało się ją odzyskać, ale blondynka nie miała tyle szczęścia. 
– Oj, przepraszam! Jestem ok ropna niezdarą... – zaczęła Skylar, doskakując do obcej dziewczyny z wyciągniętą ręką. Dopiero, gdy znalazła się tuż obok dziewczyny dostrzegła, z kim ma do czynienia.
– Waller – warknęła, cofając się. 
– O, Padworth. – Głos blondynki zabrzmiał z kolei jak syk rozwścieczonego węża. – Co ty tu robisz, he?
– Stoję. Nie widać? – Sky obrzucił a rywalkę spojrzeniem pełnym nienawiści i pogardy. – A ty? Ktoś dostrzegł twój potencjał i czyścisz kible? 
– Nie martw się, nie będę ci za długo wchodziła w paradę, Karaluchu. Impalamann szuka sojuszników. Wyruszam w przyszłym tygodniu – oznajmiła Amy, unosząc podbródek. Sky spojrzała na nią ze zdumieniem. Coś jej tu nie grało. Oprócz tego, że to wyzwanie było bardziej w gruszkę i pietruszkę, niż w temacie, to już po raz drugi słyszała imię Impalamann. 
– Dla twojej wiadomości, nie jestem Karaluchem, a Panterą. – Nie wiedząc, co ma powiedzieć, zdecydowała się na to. Z satysfakcją patrzyła, jak przez twarz jej ,,przeciwniczki" pędem przewijają się różne emocje – zdumienie, strach aż w końcu wściekłość. Dziewczyna szybko się jednak opanowała i wykrzywiła usta z pogardą. 
– Nie będę z tobą rozmawiała, Padworth. Gdy następnym razem się spotkamy, będziemy śmiertelnymi wrogami, zapamiętaj to sobie – wysyczała blondynka, odwróciła się i ruszyła przed siebie.

Po rozmowie z Amy Waller instynkt podpowiadał Sky jedno – musi jak najszybciej wrócić do Jaskini Piątej. Nie wiedziała, czy złamała jakieś zasady, ale wolała tego nie sprawdzać. 
Biegła tak szybko i cicho, jak tylko mogła w granatowych trampkach, które miała na nogach. Na jej szczęście miała w tym wprawę. 
Nagle zatrzymała się, nasłuchując. Gdzieś na lewo słyszała kroki. Człowiek zbliżał się szybko.
Stanowczo za szybko. 
Rozmyślała gorączkowo, rozglądając się za jakąś kryjówką. Jej wzrok zawisł na klamce, która absurdalnie wystawała ze ściany, jakby nie przymocowana do drzwi. Zauważyła ją dopiero teraz, gdyż wcześniej nie przyglądała się ścianom, a ta prosta, ciemna niczym korytarze wokół, rzecz wystająca ze ściany nie rzucała się w oczy, dopóki się jej nie dostrzegło. 
Ruszyła w jej stronę, rozumując, że musi mieć związek z jakimś pomieszczeniem, tudzież przejściem. Nacisnęła i pchnęła ostrożnie, a ukryte odrzwia uchyliły się z cichym skrzypieniem. 
Człowiek, przed którym starała się ukryć, był coraz bliżej. Dzięki tej myśli ocknęła się i skoczyła do pomieszczenia za ukrytymi drzwiami. 

Jednak publikuję dzisiaj. Myślałam, że nie dam rady, ale jednak dałam. Jej! 
Rozdział mi się podoba, chociaż ta rozmowa Sky i Amy pod koniec trochę mi nie wyszła... Ojć, mam nadzieję, że to jakoś negatywnie się nie odbije na całokształcie. 
Następny rozdział... Cóż, zaraz się za niego wezmę, może nawet uda mi się do czwartku? Nie wiem. Możliwe.
Rozdział czwarty będzie (przynajmniej na początku) trochę taki... skupiony na uczuciach River. Co potem, to się zobaczy. 
To NAJKRÓTSZY rozdział, jaki napisałam na tego bloga. Ma niecałe 7 stron ;-; Następny musi mieć przynajmniej 8, inaczej idę się ciąć, no!
Dobra, nie przeciągając. Ostatnie dwie notki mają razem 221 wyświetleń. Ostatnią notkę skomentowało 6 osób*. Dziękuję! 


*Chodzi mi o ostatni rozdział

6 komentarzy:

  1. Dzięki za dedykacje ( ͡° ͜ʖ ͡ °) nie czytam ale też cie kocham ( ͡° ͜ʖ ͡ °) <3 Jestem niczym już to wiem ( ͡° ͜ʖ ͡ °)
    ~Niedźwiedź ( ͡° ͜ʖ ͡ °)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Dopiero teraz komentuje... Wybacz :( Byłam na festynie itp, itp.
    Rozdział bardzo fajny :D co z tego, że krótki... Chociaż ciekawy xdd
    Hmm... Co to za sprawa z tym romansem? Zastanowiam się czy to prawda :p
    Czyżby Amy była też Żywiołakiem? Jakim żywiołem panuje? :D
    Ciekawe co będzie w tym pomieszczeniu :33
    Dobra. Czekam na NN!
    Pisz szybko!
    Weny, pozdrawiam ;>
    Kathrine ;**
    {jily-love-forever.blogspot.com}
    {zlap-jelenia.blogspot.com}

    OdpowiedzUsuń
  3. Jolo słeg lovki kisski 4everki!

    IMPLANTYYYY IMPLANTYYYY!
    *przerwa na śmiech*
    Taak, koniec z poważną Sombrą. To słowo uwalnia u niej enzymy szczęścia, soooł.

    Znalazłam błąd!
    "(...) przeskakujące
    palcami jej rąk za KARZDYM razem, gdy je przed siebie wyciągała (...)"
    Popraw to, bo ci nie wybaczę.


    Ostatnia rozmowa była ok, co od niej chcesz?
    W sumie nie ogarnęłam tylko, dlaczego te bliźniaczki są takie niezwykłe. Ale mam nadzieje, że dowiem się o tym bardziej w następnym rozdziale! c:

    Pozdrawiam,
    Sombrełka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O cholera :_: Mam dysortografię, czasami mi się zdarzają błędy... Jak tylko wrócę do domu, to to poprawię, przysięgam, Sombra, tylko nie bij!
      Nie wiem, co mam do rozmowy, jakaś sztuczna mi się wydaje...
      Dobra, nie mam pomysłu, jak odpowiedzieć, więc pozdrawiam i znikam
      ~ Sleepy Hollow

      Usuń
  4. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale byłam na tygodniowej wycieczce i jeszcze kończę z czytaniem blogów, które obserwuję. A więc do rzeczy!
    Naprawdę nie spodziewałam się, że ojciec Sky i Riv będzie wykładał żywiołem ognia, sądziłam raczej, że tak jak jego córki będzie wykładał burzą, a że Jonathan będzie jego bratem to już wogle.
    Życzę Ci duuuuuużo weny i wielu pomysłów.
    ~ Czarny Księżyc

    OdpowiedzUsuń
  5. Boziu jakież to ciekawe ;u; Kiedy to czytam to ryj mam do monitora przyklejony x3 Luk che więcej takiego czegoś :^:
    ~ Lukeł

    OdpowiedzUsuń

Przeczytałeś? Zostaw po sobie ślad w postaci komemtarza, to bardzo motywuje.

Mrs Black Farfallen