czwartek, 7 maja 2015

Chapter one

Patrząc na bliźniaczki Padworth można dojść do iście mylnego wniosku, że to normalne siostry, niczym (oprócz tego, że są niemal identyczne) nie różniące się od innych nastolatek - owszem, obie są wysokie (jedna ma metr siedemdziesiąt sześć, a druga pięć), mają ciemne, długie włosy do łopatek, migdałowe oczy i nie banalną figurę. Wiele osób twierdziło, że ich raczej łagodne rysy twarzy w połączeniu z wyżej wymienionymi cechami sprawiają, iż te dwie piętnastolatki są bardzo ładne. 
Błędem jednak jest stwierdzenie, że są normalne. Pomijając zdarzenia, które miały miejsce w sobotę 21 lutego, dzień po urodzinach sióstr, były jeszcze talenty, które Padworth posiadały. River, ta wyższa, potrafiła zarówno grać na instrumentach, śpiewać i malować. Miała też szereg innych umiejętności, z czego najbardziej ceniła sobie jeździectwo.
Jej siostra, Skylar, nigdy sportem się nie interesowała. Nie była to też osoba uzdolniona plastycznie, przynajmniej nie tak, jak Riv. Skoro nie jeździła konno, nie rysowała, tudzież malowała, to pozostawała jej muzyka - gitara, trąbka, harmonijka, pianino. Uczyła się tańczyć tańce towarzyskie, ale na tym się skończyło, jeśli idzie o sport. To był jej świat, któremu od dzieciństwa poświęcała dużo czasu. Wcale siostrze zdolności nie zazdrościła - podobało jej się tak, jak było. Zawsze uważała, że zazdrość, a szczególnie ta żywiona względem własnej rodziny, może zepsuć bardzo wiele. Cieszyła się więc z tego, co miała i nie narzekała.
Pomijając lekcje tańca Sky i jazdy konnej Riv siostry wszędzie chodziły razem. Kiedyś, gdy miały po pięć lat, narzekały, że muszą spać w jednym pokoju. Rodzice, jak zwykle z resztą, spełnili ich zachciankę - River przeniosła się do innego pomieszczenia, a Skylar została w ich starym "królestwie". Skończyło się tak, że pierwsza z sióstr przyszła w nocy do pokoju bliźniaczki, która też nie mogła spać, i wszystko wróciło do normy. Tak już pozostało. Na lekcjach siedziały razem, spały w jednym pokoju, a pewną osóbką też się dzieliły. 
Kate Rose była jedyną niespokrewnioną z nimi osobą, którą River traktowała jak prawdziwą przyjaciółkę. Obie były raczej cichymi typami, wolącymi siedzieć w bibliotece na przerwach, niż spędzać je w hałaśliwym tłumie. River w piątkowe wieczory zazwyczaj zaszywała się w  pokoju i czytała, oglądała telewizję czy rozmawiała z innymi przez facebook'a. Sky, chociaż też lubiła książki, wolała spędzać wolne dni z jakąś swoją znajomą, których miała naprawdę wiele - to właśnie różniło siostry. Riv nigdy nie była jakąś specjalnie rozrywkową, towarzyską osóbką. Każdy kojarzył ją jako cichą, spokojną, inteligentną i pilną. Ci, którzy próbowali ją dręczyć czy się z nią kłócić wiedzieli, że potrafi pokazać pazurki z niesamowitą precyzją. Spokojne i przyjazne usposobienie prawdopodobnie odziedziczyła po matce, natomiast ognisty, wybuchowy temperament ojca udzielił się drugiej z sióstr - Sky łatwo wpadała w gniew, nikt więc nawet nie próbował jej złościć. 
Nikt, kto kiedykolwiek miał z nią do czynienia.
Jedyną osobą zdolną do uspokojenia wzburzonej szatynki była jej siostra, zawsze racjonalnie i logicznie myśląca, której praktycznie nie dało się wyprowadzić  z równowagi. Nie zawsze to robiła, ponieważ czasami sądziła, że Sky jest wściekła z jakiegoś porządnego powodu - wtedy dawała się siostrze nakrzyczeć, raz nawet kogoś uderzyć, a potem odchodziła razem z nią. Wszyscy się dziwiły, że ktoś tak różny może być rodzeństwem.
20 lutego zapowiadał się całkiem normalnie. 
Promienie porannego słońca wpadały do przestronnego pokoju, którego ściany zostały pomalowane na delikatny odcień kremowego. Puchaty, wiśniowy, okrągły dywan zakrywał jasne panele na środku. Dwa łóżka z kolumienkami i jasnymi zasłonami zajmowały przeciwległe ściany. Pomiędzy nimi, obok siebie, stały jasne biurka, nad którymi wisiały tablice korkowe. Obie były pozakrywane czym innym - w wypadku Riv były to rysunki najróżniejszych zwierząt, rzeczy czy miejsc oraz kilka z motywami muzycznymi. Jej siostra zaaranżowała tablicę trochę inaczej - plakaty jej ulubionych zespołów, tancerzy czy instrumentów i nut. 
Dziewczyny często siadały na parapecie okna wykuszowego, znajdującego się dokładnie za łóżkiem River. Leżało tam kilka poduszek, które kiedyś zostawiły, by siedziało się wygodniej. Na przeciwko tegoż wykusza stały dwie szafy, tuż obok drzwi, wciśniętych w kąt pomieszczenia. Było to trochę niepraktyczne, gdyż zaraz po wejściu i przejściu pięciu kroków można było wpaść na komodę, która bynajmniej nie służyła do przetrzymywania ubrań - nie, w praktyce była półką na książki, czyli największą miłość River, jak to mawiały Sky i Kate.
Riv rozejrzała się po pokoju, ziewając przy tym. Nie chodziło o to, że była niewyspana - to zdarzało się nad wyraz rzadko. Był to zwyczajny, nic nie znaczący nawyk, tak ja to, by powtarzać w głowie ,,iść pobiegać, na śniadanie jogurt z owocami". To były pierwsze myśli, które witały dziewczynę po przebudzeniu. 
Gdy natrafiła wzrokiem na to, czego poszukiwała - to jest jej dresy i bluzka do biegania - z zadowoleniem podeszła do komody, na której owe rzeczy leżały, złapała je i pognała do ich własnej, małej łazienki, w której stał prysznic, sedes i toaletka. 
Doprowadzenie się do znośnego stanu (czyli przebranie się, umycie zębów, uczesanie włosów) zajęło jej dziesięć minut. Doszła do wniosku, że pod prysznic pójdzie, gdy wróci z biegania. Wróciła do sypialni, zerknęła na pochrapującą w swoim łóżku Sky i pokręciła głową. Jej siostra nigdy nie wstawała przed ósmą, i gdyby nie ganianie jej, by wszystko szykowała dzień wcześniej, w życiu nie wyrobiłaby się na dziewiątą do szkoły, a i tak marudziła, że jest niewyspana i dziwiła się głośno, jak Riv może zrywać się o tak nieludzkiej porze.
- Niektórzy o piątej muszą być już w pracy, więc nie marudź - odpowiadała zawsze River, co skutecznie zamykało Sky buzię na cały następny dzień. Był to ich swoisty rytuał, powtarzany każdego dnia. 
Dom był naprawdę duży, miał wiele pomieszczeń i tajemnic. River nie rozumiała, czemu mieszkają z dziadkami - ojciec świetnie zarabiał jako Jakiś-Tam-Ważniak w Jakiejś-Tam-Firmie, matka też nie mogła narzekać na kiepskie zarobki - pracowała jako lekarz w miejscowym szpitalu, a mimo to nadal się nie wyprowadzili. Jako małe dzieci siostry o to zapytały, ale matka tylko wzruszyła ramionami.
  Bliźniaczki nigdy się nie dowiedziały, skąd dziadkowie mają taką działkę z takim budynkiem, który niektórzy nazywali wręcz willą. Z obliczeń, których wykonania podjęła się Sky, zdecydowanie bardziej "matematyczna" od siostry, wynikało, że w ich miejscu zamieszkania znajduje się sześćdziesiąt ziedem pokoi, spory strych i takaż piwnica oraz jeden schowek, służący za spiżarnię. Wykluczając strych i piwnicę dom miał pięć pięter - na piątym spali dziadkowie i rodzice, na czwartym zazwyczaj goście, a na drugim - siostry. 
Co tydzień przybywał szwadron sprzątaczek i sprzątał cały dom. No, może oprócz zamieszkiwanych pokoi, gdyż te mieli sprzątać ich mieszkańcy. Zastanawiające może być to, że w czystości miały zostać zachowane nie tylko pokoje gościnne, ale też cała reszta - do których nikt oprócz sprzątaczek nie zaglądał. Odpowiedź znajduje się jedynie w niemal chorobliwej pedantyczności babci, przez którą w domu nie było żadnych zwierząt - nawet chomika czy złotej rybki. Sky raz poszła do babci i zapytała, czy mogą mieć psa. 
- Chyba sobie żartujesz! Psy to bardzo brudne zwierzęta, mowy nawet nie ma! - odpowiedziała babcia, przez co Sky nie odzyskała się do niej przez tydzień. River, jak zwykle, bez wyrzutów sumienia wspomagała siostrę. 
Jednym z plusów wstawania o piątej było to, że można było spotkać mamę i tatę - państwa Padworth nie dało się złapać nawet o tej ósmej, ponieważ wychodzili (oboje) równo o godzinie szóstej trzydzieści. Sky spotykała ich tylko wieczorami, a River zamieniała z nimi kilka zdań z samego rana. Owszem, ojca czasami nie było - wyjeżdżał w delegacje. 
Gdy zeszła jasnymi, krętymi schodami prosto do dużej kuchni, połączonej z jadalnią, jej mama już siedziała przy dużym, szklanym stole, nad którym wisiał mały, kryształowy żyrandol. Przed nią stał kubek z parującą kawą oraz talerz z bułeczkami. 
- Cześć, córciu - powiedziała kobieta z uśmiechem, który zawsze dodawał jej uroku. W odróżnieniu od córek miała jasne, złociste włosy, ale rysy, oczy i wzrost jej dzieci odziedziczyły po niej. 
- Hej - odmruknęła Riv, podchodząc do lodówki i otwierając jej drzwi. - Mamy wodę? Idę biegać. 
- Tak, ale nie w lodówce. Sprawdź w szafce - odpowiedziała Eleonora Padworth. - Babcia przełożyła.
No tak, jak zwykle. Czego się nie dotknie, to przekłada, pomyślała dziewczyna, przeszukując wspomnianą szafkę. A raczej wszystkie szafki, których było pięć. Jak na ironię zdążyła sprawdzić pozostałe cztery, zanim trafiła na butelki z wodą. 
- Wrócę za jakąś godzinę - oznajmiła, ruszając w stronę wyjścia.
Jej matka przyjęła to bez słowa - Riv rano zazwyczaj biegała godzinę, maksymalnie półtorej. To ,,cześć" było jedynym, na co obie, prowadząc taki tryb życia, mogły ze swojej strony liczyć. 
Sky nigdy nie widziała nic atrakcyjnego w zrywaniu się z łóżka o piątej i biegania przez godzinę czy dwie. Dla niej liczyło się to, by się wyspać i zbytnio z rana nie namęczyć. River często mówiła (poirytowana, należy dodać), że Skylar zachowuje się jak księżniczka z bajki.
Tego ranka obudziła się jednak nad wyraz wcześnie - była dopiero siódma, z dołu dobiegały ją odgłosy krzątaniny. 
Westchnęła, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że już nie uśnie - za jasno, a ona, nie wiedzieć czemu, była wyjątkowo ,,trzeźwa" i rozbudzona. 
Poranna toaleta zajęła jej nie wiele czasu. Wbrew pozorom nie należała do dziewczyn, które przesadnie dbają o wygląd i co dzień rano spędzają godzinę na robieniu makijażu, za którym osobiście nie przepadała. Denerwowały ją takie sztuczne lalki i chłopcy, którzy zwracali uwagę tylko na wygląd. 
Z ciężkim sercem u brała się w mundurek szkolny, składający się z koszuli z krótkim rękawem w okropnym odcieniu zielonego i granatową spódnicę do kolan w ciemnym odcieniu błękitu. Opinia na temat mundurka była jedyną rzeczą w której Sky i jej babcia się zgadzały - to było jedno z gorszych połączeń, jakie dziewczyna w całym swoim piętnastoletnim życiu widziała. Babcia twierdziła również, że spódniczki są za krótkie, a ,,kolana podniecają". Jeszcze przed wygłoszeniem tej opinii siostry uważały, że matka ich ojca jest jakaś dziwna, ale po tym zdarzeniu poziom dziwności starszej kobiety wzrósł dwukrotnie. 
   
W kuchni, nad kanapkami z sałatą, pomidorem i serem oraz kubkiem herbaty siedziała River, cały czas w sportowym stroju, jednak widocznie zaliczyła już prysznic, gdyż włosy miała mokre, rozpuszczone i opadające na okryte ręcznikiem ramiona. 
- Co tak wcześnie? - zapytały równocześnie, spoglądając ze zdumieniem jedna na drugą. Był już przyzwyczajone do tego, że czasami mówiły coś równocześnie. Kate nazywała to "Bliźniaczą telepatią". 
- A nie wiem, obudziłam się i nie mogłam usnąć, więc zeszłam - odpowiedziała Sky, wzruszając ramionami i podchodząc do lodówki. - A ty?
- Hm... Jakoś szybciej mi się zeszło - mruknęła Riv, powracając do kanapki, którą właśnie jadła. Skylar usiadła na przeciw niej przy długim, szklanym stole, który wyglądał dziwnie smutno, gdy siedziały przy nim tylko dwie osoby. Do tego widoku również przywykły - rodzice wcześnie wychodzili do pracy, a na towarzystwo dziadków nie było co liczyć - schodzili na dół już wtedy, gdy bliźniaczki były w szkole, a na resztę dnia babcia zamykała się w swojej samotni, gdzie robiła nie wiadomo co. Dziadek znikał w mieście, więc jego widywały rzadziej niż rodziców - czasami tylko raz w tygodniu. 
- Mam nadzieję, że dziś nie zrobią nam żadnej niezapowiedzianej kartkówki. No wiesz, fajnie by się nam piętnastka zaczęła, nie ma co - powiedziała Sky, na co Riv parsknęła śmiechem. - A ty się nie odzywaj! Ty zawsze jesteś przygotowana, na wszystko! Nawet, gdyby się okazało, że mamy sprawdzian z hiszpańskiego! 
- O, dzięki, że mi przypomniałaś, muszę zaliczyć jedną kartkówkę z hiszpańskiego - oznajmiła River, prostując się nagle. Jej siostra przewróciła oczami mamrocząc ,,mam siostrę kujonkę" i zajęła się swoim śniadaniem, składającym się z płatków na mleku. 

Sky miała wielu znajomych, z czego najbardziej ceniła Helen McDonald - drobną, jasnowłosą dziewczynę o sarnich oczach. Helen zawsze była miła, uprzejma i zachowywała się racjonalnie, co było dość podobne do zachowania River, jednak blondynka nie potrafiła zachować kamiennej twarzy - była panikarą. Tej cechy Padworth w niej nie lubiła, szczególnie przed historią - McDonald była beznadziejna z tego przedmiotu, a nauczycielka niemal na każdej lekcji robiła kartkówki lub pytała. 
River natomiast nie przepadała za jasnowłosą, ale ona lubiła niewielu ludzi, a już na pewno nie rówieśników. Wyjątek stanowiła Kate - najlepsza przyjaciółka dziewczyny. Chociaż Riv była dla wszystkich uprzejma i nigdy nikogo do siebie nie zrażała, to Sky wiedziała, że większość przedstawicieli homo sapiens denerwowało szatynkę. I tu był problem - Skylar lubiła spędzać czas z siostrą, ale i ze znajomymi, którzy River irytowali. W rezultacie przestały być aż tak nierozłączne. Sky Padworth spotykała się z przyjaciółmi, a Riv zostawała w domu lub wychodziła z Kate. Taki układ im pasował, ale w związku z tym pojawił się mały problem, a mianowicie: chciały spędzić urodziny ze sobą, ale Sky miała nadzieję na wyjście ze znajomymi. 
- Zawsze możecie dziś iść razem do miasta, a jutro lub w sobotę świętować tak, jak obie byście chciały - zaproponowała Kate. - Sky wyjdzie z przyjaciółmi, a ty, Riv, przyjdziesz do mnie. 
Tak, to brzmiało logicznie. Zastanawiające było jednakże to, że żadna z bliźniaczek na to nie wpadła. Obie były uważana za osoby nad wyraz inteligentne i bystre, a Riv z niemal każdej sytuacji potrafiła znaleźć wyjście. 
Kate Rose była dziewczyną o rudych, długich włosach, szarych oczach w kształcie migdałów i bardzo bladej cerze. Mały, lekko zadarty nosek pokrywała sieć piegów. Nie była ani chuda, ani gruba - taka ,,w sam raz". 
- Sky, jesteś przygotowana na dzisiejszą kartkówkę z Angielskiego? - zapytała spanikowana Helen. - Bo ja kompletnie o tym zapomniałam! 
River, rozmawiająca dotychczas z Kate, spojrzała na dziewczynę spode łba. Sky mogła by przysiąc, że tylko dzięki latom praktyki jej siostra zdołała nie prychnąć. Zawsze tak reagowała na znajomych swojej bliźniaczki. 
- Szczerze to nic nowego, Hel. Oczywiście, że jestem przygotowana - odpowiedziała ze zniecierpliwieniem Skylar. Pytanie jej, czy się przygotowała, nie miała sensu - River goniła ją do nauki, jakby od tego zależało jej życie. Owszem, czasami zdarzało się, że Padworth nie miała ochoty się uczyć lub o nauce zapominała i gdzieś znikała. 
- Och. A mogę siedzieć z tobą? - Helen rzuciła przestraszone spojrzenie na River, która jednak nic nie zrobiła na tą aluzję. Siostry niemal na każdym 
przedmiocie siedziały razem. 
Czwórka dziewcząt usadowiła się na ławce pod salą, czekając na pierwszą lekcję. Reszta znajomych Sky gdzieś się zmyła, prawdopodobnie spisując zadania domowe. Drugą możliwością było to, że najzwyczajniej w świecie nie mieli ochoty na bezpośredni kontakt z River. Sky westchnęła, ponieważ podejrzewała, iż spisywanie jest tylko pretekstem, by nie siedzieć w towarzystwie Riv Padworth. 
- Jasne, Helen. Riv usiądzie z Kate, nie? - Sky nawet nie zerknęła na siostrę. 
- Ehym. Nie ma sprawy. Idziemy dziś do Erny'ego? - zapytała wspomniana. 
- Spoko, może być. Katie, idziesz z nami? Byłoby fajnie - zauważyła Skylar, rozglądając się, czy gdzieś nie ma Johna - brata Rudzielca. 
- Jasne! O, może zajdziemy do księgarni? Widziałam, że przywieźli jakąś nowość - powiedziała z entuzjazmem Rose, odwracając się w stronę swojej najlepszej przyjaciółki. 
Chociaż przyjaźniła się z obiema bliźniaczkami od kiedy wszystkie trzy miały po dwa latka to zawsze lepiej dogadywała się z wyższą z nich. 
- Ech, chodź. One znalazły się w swoim świecie - powiedziała do Helen Sky, przewracając oczami.
Wstała i spojrzała z góry na swoją przyjaciółkę. 
Właściwie nie miała pojęcia, czy może tak nazwać McDonald, która była okropnie uległa, nie dało się z nią dyskutować. Sky wcale nie była typem "królowej" i irytujące dla niej było to, że cokolwiek powiedziała, Helen jej przytakiwała. Tym razem też się tak stało. Dziewczyna pokiwała głową i momentalnie zerwała się na równe nogi. Sky, widząc to, znów przewróciła oczami. 
Dla nikogo tajemnicą nie był fakt, że River Padworth za wielu przyjaciół nie miała. Powody też nie pozostawały wielką niewiadomą - chodziło w szczególności o to, że chociaż dziewczyna była miła, uprzejma i pomocna to i tak większość ludzi czuła niechęć, którą tamta pałała do gatunku ludzkiego. Nikt nie wiedział czemu ma taki a nie inny stosunek do innych. Krążyły na ten temat różne plotki, ale prawda była taka, że Riv wolała trzymać z mniejszą liczbą ludzi, większe grupy ją męczyły. Sytuacji nie poprawiał fakt, że niemal wszystkie dziewczyny z którymi miała wątpliwą przyjemność się spotkać to były typowe rozpuszczone, plastikowe lalki z bogatych rodzin. Napuszone, sztuczne i przejmujące się bardziej tym, co kto ma na sobie, a nie tym, co wie. To szatynkę bardzo zraziło, szczególnie, że zawsze szufladkowała ludzi. To była jej najgorsza wada - gdy tylko kogoś poznała, od razu go oceniała i wrzucała do jakiejś kategorii. 
Nazwała Kate spokojną, ale równocześnie pełną wspaniałej energii i poczucia humoru osobę, lubiącą książki i samotność. Helen była dla niej irytującą, mało rozgarniętą i trochę tępą... służącą. Tak, tym słowem ją określiła - dla niej Helen można było wrzucić do worka razem z ludźmi, którzy wydawali się żyć tylko po to, by służyć innym. Zawsze ulegli, lubiący towarzystwo silniejszych od siebie. To były takie podnóżki. 
Chyba nie trzeba mówić, iż River nie miała dla takich jednostek szacunku. 
Ceniła w ludziach niezależność, umiejętność wyrażania własnego zdania. Ani ona, ani Kate nie patrzyły na to, co inni o nich pomyślą - zwyczajnie ich to nie obchodziło. Może i wadą było to, że River nawet nie dawała szansy "podnóżkom". 
- Szczerze, to nie rozumiem Helen - mruknęła Kate, wyrywając swoją przyjaciółkę z zamyślenia. 
- Ja też nie. Przynajmniej Sky jej nie wykorzystuje - odpowiedziała piętnastolatka zerkając na dwie oddalające się w stronę damskiej toalety postacie. - No dobrze, czasami Helen coś dla niej zrobi - dodała, widząc minę panny Rose. 
– O, nadchodzi nasza Amerykańska gwiazdeczka - Kate wyprostowała się gwałtownie i posłała pełne wzgardy spojrzenie w stronę nadchodzącej Amy Waller.

Szesnastolatka o srebrzystych włosach sięgających pośladków, wysoka, z figurą, której mogła jej pozazdrości niejedna modelka. Na twarz miała nałożoną tonę tapety, światło odbijało się od jej brokatowych, srebrnych butów i drogiego naszyjnika z wielkim, zielonym kamieniem. Z takim wyglądem nawet w mundurku szkolnym można było zrobić furorę. 
Co prawda matka River i Skylar również była amerykanką - i to nie byle jaką, ponieważ jej dziadek był Czirokezem, ale przedstawiały sobą odrobinę inną klasę niż ta pochodząca z Nowego Yorku córka jakiegoś ważnego biznesmena.   River nie mogła jej znieść, ponieważ na początku ta ,,Gwiazdeczka" miała z nią i jej siostrą jakiś problem - w kółko im dogryzała, aż zobaczyła, że doprowadzenie tej bliźniaczki do szału jest niemożliwe albo graniczy z cudem. 
Zawsze wymijała je z wysoko uniesioną głową i dumną miną, odprowadzana łakomymi spojrzeniami męskiej części szkoły i pogardliwych Padworth i Rose. 
– Dobra, mniejsza o Waller. Zaraz będzie dzwonek, więc mamy większe zmartwienia niż ta krowa. - Riv tylko rzuciła okiem na tarczę swojego wiśniowego zegarka. 
Miała rację. Gdy tylko to powiedziała na korytarzu rozbrzmiał natarczywy odgłos, zwiastujący początek lekcji. 

Pod koniec ostatniej lekcji River ze zdumieniem stwierdziła, że lekcje okropnie jej się dłużyły.
Nigdy nie miała problemów z nauką, lekcje zawsze mijały jej w mgnieniu oka. Szczególnie angielski, hiszpański czy nauki przyrodnicze – jej ulubione przedmioty. Tym razem jednak nawet hiszpański wydał jej się okropnie nudny i nikomu nie potrzebny. Była to ostatnia lekcja, na której dziewczyna siedziała ze swoją siostrą. Głowę oparła na ręce i tępym wzrokiem wpatrywała się w tablice.
– … No dobrze, a jako pracę domową na wtorek napiszecie esej na temat dzisiejszej lekcji, minimum dwie strony, oczywiście po hiszpańsku – oznajmiła pani Rodriguez, nauczycielka tego przedmiotu. Była wyjątkowo dobra w tym, co robiła, ponieważ uwielbiała uczyć młodzież i pochodziła z Hiszpanii. Nikt nie wiedział, czemu przeniosła się z tak pięknego, słonecznego kraju do deszczowej i raczej ponurej Anglii. Ważne było, że wszyscy ją uwielbiali, a Amy Waller miała poważną konkurencję – pani Rodriguez była iście piękną kobietą o kasztanowych, kręconych włosach, ciemnej karnacji i wspaniałej figurze.
River otrząsnęła się z otępienia i dopisała wypracowanie do i tak długiej listy rzeczy, które miała zrobić w ten weekend. Westchnęła cicho.
– Ej, Riv. Co taka mina? Za dwie minuty dzwonek i idziemy razem z Kate do miasta! Rozchmurz się – szepnęła z rozbawieniem Sky. Widocznie uznała za przekomiczny fakt, że jej siostra, zawsze uwielbiająca hiszpański i ogólnie – szkołę, teraz wzdycha nad tym, co będzie musiała zrobić.
Szatynka posłała siostrze ostre spojrzenie i już miała jej coś odpowiedzieć, gdy rozbrzęczał się dzwonek i wszyscy uczniowie rzucili się do pakowania, uradowani, że była to ich ostatnia lekcja. River i Skyler postąpiły tak samo jak cała reszta, wrzucając do toreb podręczniki, piórniki i zeszyty. Mimo ekspresowego tempa, w jakim to zrobiły, one, Helen i Kate wyszły z klasy ostatnie.
Zarówno McDonald i Rose najzwyczajniej w świecie czekały na dwie Padworth, spakowane już dużo wcześniej. Reszta znajomych Sky wyszła już wcześniej, odbębniając z samego rana złożenie życzeń dwóm jubilatkom (River uprzejmie im podziękowała, ale raczej nie okazała większego optymizmu z powodu ich towarzystwa).

– To do poniedziałku, dziewczyny – powiedziała radośnie Helen. - I jeszcze raz wszystkiego najlepszego!

– Dzięki, Hel. Do zoba. To co, idziemy? - Sky spojrzała z uniesionymi brwiami na swoją siostrę i przyjaciółkę. Obie skinęły głowami, pożegnały się z blondynką i ruszyły w stronę szatni.

Szkoła, do której uczęszczały, była dużym budynkiem z wieloma klasami, wielką salą gimnastyczną, jadalnią i świetlicą. Uczniowie często żartowali, że ten, kto wybierał kolory mundurków musiał maczać palce również w doborze kolorystyki korytarzy. Ściany albo były w mdłym odcieniu zieleni, albo kanarkowe. To była chyba jedyna sprawa, w której River bezwarunkowo zgadzała się z całą resztą uczniów, jednak stwierdziła, że może opowiedzieć się za dwiema teoriami – okropny gust człowieka odpowiedzialnego za kolorystykę szkoły, ale nie wykluczała możliwości, że takie odcienie farby były po prostu tańsze, a szkoła cięła koszty.
Mieszkały w małej miejscowości pod Londynem, gdzie chodziły do szkoły. Oprócz dzieciaków z Hill's Comp chodzili do niej również Londyńczycy – co było odrobinę dziwne, ponieważ w samej stolicy było przecież wiele placówek edukacyjnych.
Zazwyczaj zaraz po szkole szły do domu, uprzednio odprowadziwszy Kate pod jej furtkę. W piątki często zatrzymywały się w cukierni pewnego Amerykanina, przemiłego pana Erny'ego. Tam też skierowały się o szesnastej dnia dwudziestego lutego, ubrane w ciepłe kurtki, rękawiczki i czapki.
Erny zawsze je lubił, uważał je za niesamowicie miłe i dobrze wychowane osóbki. Gdy Sky słyszała to z jego ust ledwo powstrzymywała napad śmiechu. Z przymusu wychowywały się same, ponieważ rodzice nie mieli dla nich czasu, a babcia w kółko powtarzała tylko „Musicie mieć porządek! Zawsze i wszędzie!” i to buło jedyne wychowanie, które otrzymały siostry Padworth.
Kate miała trochę lepszą sytuację w rodzinie. Jej mama nie pracowała, chociaż czasami gdzieś wychodziła, i miała tyle czasu dla swoich dzieci, ile tylko chciała. Tego właśnie po cichu zazdrościły jej Sky i Riv. Oczywiście, nigdy nie powiedziały by na głos, że Katie ma lepiej.
– Czyli najpierw do Erna a potem do Sowy? - zapytała Sky, gdy podeszły do drzwi cukierni. Widząc, że jej siostra i Ruda skinęły głowami szatynka nacisnęła klamkę i weszła do środka.
Cukiernia u Erny'ego znajdowała się na parterze małej kamieniczki. Piętro nad nią mieszkał sam właściciel wraz z żoną, która urządziła wnętrze ich interesu. Ściany pomalowano na brzoskwiniowy kolor i pozawieszano obrazy i obrazy przedstawiające różne słodkości. Kilka z nich namalowała River, za co miała pączki za darmo.
Lada, ustawiona naprzeciwko wejścia, miała jasny blat i ciemniejsze ścianki. Całą pozastawiano oferowanymi przez sklepik towarami – pączkami, bułeczkami, ciasteczkami, torcikami i wieloma innymi.

– Cześć, dziewczynki! Co tam dziś chcecie? - zapytał radośnie Erny, pulchny i łysy człowieczek, czyszczący właśnie jeden ze stolików. Jego okrągłą twarz wiecznie rozjaśniał szeroki uśmiech, a wielki brzuch zakrywała jasnoniebieska koszula i śnieżnobiały fartuch.

– Hej, Erny. A masz może tą przepyszną gorącą czekoladę? I te eklerki? - przywitała się z uśmiechem Rose.

– Ależ oczywiście! Chodźcie, siadajcie, zaraz wam przyniosę – odpowiedział, podchodząc do lady.


River skierowała się do jednego z pustych stolików (których było nienaturalnie dużo) i usiadła na miękkim, jasnym foteliku. Pozostałe dziewczyny czym prędzej do niej dołączyły i zaczęły radośnie dyskutować na temat filmów, książek i innych mało istotnych rzeczach.

– Dziś na koszt firmy, moje drogie! W końcu macie urodziny, prawda? - Erny przyniósł im zamówienie ze zwykłym sobie entuzjazmem i szerokim uśmiechem.

– Dzięki – odparła Sky, pociągając łyk z kubka.

Sky z czystym sumieniem mogła powiedzieć, że ten dzień był udany – ze względu na zamiłowanie obydwu sióstr do wielkich kotów, a przede wszystkim panter, Kate dała im bransoletki z zawieszkami w kształcie tych dumnych zwierząt. Od Erny'ego miały darmową gorącą czekoladę i eklerki.
Babcia odpuściła im sprzątanie (co było nie do pomyślenia w jej wypadku) i była zaskakująco miła.

– O, dziewczynki. Już jesteście. Jak miło, byłam w sklepie i kupiłam wam szarlotkę – powiedziała, gdy stanęły w wejściu do kuchni. Pani Johnson, matka ich matki, była kościstą, drobną kobietą o srebrzystych włosach wiecznie spiętych w wysokiego koka. Zawsze chodziła w szarych, burych sukienkach i miała tak surowy wyraz twarzy, że niejeden gangster uciekłby z płaczem, gdyby na niego spojrzała. Uśmiechała się rzadziej niż stary krokodyl z zaparciem.

– Eee – wydukała Sky, spoglądając ze zdumieniem na tą uśmiechającą się ciepło kobietę, która prawdopodobnie ogłuszyła a potem zaciągnęła do lasu, ubrała się w jej ciuchy...

River natomiast uniosła jedynie brew, stając obok siostry.

– Za chwilę posprzątamy, babciu – oznajmiła spokojnym tonem, odwracając się i ruszając w stronę schodów.

– Macie urodziny, dajcie spokój. Dziś nie musicie, posprzątacie kiedy indziej – odparła starsza pani, cały uprzejmie i ciepło.

– Skoro tak mówisz... – mruknęła Sky, również idąc za River do ich pokoju.



River wyszła z łazienki w różowej piżamie i spojrzała na Skylar.

– Co? – zapytała tamta, siadając na łóżku. Była dopiero dwudziesta pierwsza w piątkowy wieczór, a River już była gotowa do tego, by iść spać.

– Nic. Zastanawiam się tylko, ile jeszcze masz zamiar siedzieć – odpowiedziała szatynka, wzruszając ramionami. Również usiadła na swoim łóżku i zajęła się rozczesywaniem swoich długich, ciemnych włosów.

– Ech, no dobra! - jęknęła Sky, przewracając oczami. – Już idę się myć, pół godziny chyba wytrzymasz.

Riv zaśmiała się pod nosem, z rozbawieniem śledząc kroki swojej siostry, która skierowała się do łazienki, mamrocząc pod nosem przekleństwa.

Masz szczęście, że babcia cię nie słyszy. Wyszorowała by ci język szarym mydłem – powiedziała dziewczyna, za co oberwała jedną z poduszek leżących na parapecie.


Otworzyła oczy i rozejrzała się po pokoju. Jedynym źródłem światła była lekka poświata księżyca, wpadająca przez okno. Skylar widziała jednak doskonale.
Wyplątała się z kołdry i zwinnie zeskoczyła na podłogę. Jej wzrok napotkał żółte źrenice pantery, która przycupnęła po drugiej stronie pomieszczenia.
Sky przeciągnęła się i zmierzyła spojrzeniem swoją towarzyszkę. Gruby i długi ogon przeciął leniwie powietrze. Pociągnęła nosem, zdumiona, jak wiele zapachów można znaleźć w jednym, ograniczonym dodatkowo, miejscu.
Druga kocica wskazała łbem na okno po czym wstała i dumnym krokiem pomaszerowała w jego kierunku. Skylar świetnie ją zrozumiała – musiały wydostać się na zewnątrz. Nie zamierzała jednak bawić się w podchody.
Od łóżka do wykusza było parę metrów, więc bez problemu rozwinęła przyzwoitą prędkość i z impetem wpadła na szkło, torujące im drogę na wolność. Wraz z nim wypadła w czyste, nocne powietrze.
Uderzyła w nią fala zapachów i dźwięków – bez problemu wyczuła swąd alkoholu i papierosów z pobliskiego monopolowego, usłyszała psa szczekającego kilka kilometrów dalej.
Wylądowała miękko na czterech łapach i spojrzała w okno, z którego swój łeb wystawiała River. Po chwili wahania jej siostra do niej dołączyła i razem odeszły w mrok. 

No, mówiłam, że wyrobię się do czwartku! Następny rozdział postaram się dodać za tydzień, ale nie wiem, czy mi się uda. 
Mam wrażenie, że opisy postaci wychodzą mi jakieś takie... sztuczne. Nie jestem w tym najlepsza, za co Was przepraszam. 
River... miała być trochę inna, ale wyszła, jak wyszła. Skylar natomiast jest taka, jaka miała być, z czego się cieszę. 
Za wszelkie błędy przepraszam, nie chciało mi się czytać tego po raz kolejny i owe błędy wyłapywać. Proszę o to Was, ponieważ wiem, że czytelnik jest najlepszy, jeśli autor chce, by ktoś odszukał literówki/powtórzenia itp. 
Zamówiłam szablon na "Bajkowe Szablony", więc DŻ będą miały własny, oryginalny wygląd *.*
Bardzo proszę o komentarze, które bardzo motywują. 
To chyba wszystko, co chciałam Wam powiedzieć. Do napisania! 
~ Pozdrawiam. 

10 komentarzy:

  1. Hej! *uu*
    Jej, 1 rozdział!
    Na swoje usprawiedliwienie napiszę, że przeczytałam wczoraj :D Ale nie miałam czasu skomentować :C
    Na prawdę fajnie ci wyszedł :D Najciekawsze było z tymi kocicami :3 To był sen, prawda?
    Ciekawie piszesz, tylko w niektórych przypadkach ( jak wczoraj czytałam, może poprawiłaś) nie było " - ", przy wypowiedziach bohaterów :))
    Czekam na nn ^^
    Weny, pozdrawiam :*
    Kathrine ;**
    {jily-love-forever.blogspot.com} - u mnie dzisij nowa notka ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ^^ Co do kocic, to trochę się rozjaśni w rozdziale drugim, ale za wiele teraz nie powiem - spoilery i te sprawy.
      Em... Cóż, przeszukam tekst, poszukam tych braków, ale możliwe, że open office coś mi popsuł -_- denerwujący jest.
      Nn będzie pewnie w przyszłym tygodniu, bo się nie wyrobię do czwartku.
      Również pozdrawiam.

      Usuń
  2. Też czytałam wczoraj XD
    Fajer to ^^ I długie strasznie :O Wiesz, ty to masz szczęście ja nie umiem tak, pisać :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długie wyszło, nie powiem. Dziękuję za miłe słowa.
      Pisać zaczęłam... Chyba w przedszkolu? Jakoś tak. I, uwierz mi, praktyka czyni miszcza, więc pisz różne cośki (cośki. Łaaał, Sleepy. Polisz pro).

      Usuń
    2. Eeeem... W przedszkolu chyba jeszcze pisać nie uczyli xD ~Pandorałke z konta siostry

      Usuń
    3. W pięciolatkach tak! XD

      Usuń
    4. Nie wiem, nie pamiętam XD Ja zaczęłam pisać od wtedy kiedy NAUCZYŁAM się pisać, samodzielnie sklejałam książki, i tylko to robiłam w świetlicy. Na początku było to takie typowe" Urodził się pies, coś tam, poszedł spać, koniec" Później napisałam 10 tomową serię o wilkach uwielbianą przez moje rówieśniczki... Tak bardzo historia pisania :xxx

      Usuń
    5. Hehe. Ja napisałam książkę o psie imieniem Saba XD To było coś strasznego! Powóz chciał przejechać kotki i takie tam... Jezu, jak ja to znalazłam...

      Usuń
  3. Ślicznie opisujesz, dobierasz słowa i układasz zdania. Dzięki Tobie idealnie odwzorowałam sobie ich świat w swojej głowie i wymodelowałam bohaterów. Potrafisz zachęcić do czytania. (Boże piszę jak polonistka .-.) Jedynie co mi się troszkeczkę nie podobało (powtarzam: maciupinkę) to dialogi. Zdawały się być proste, ale to dawało dziewczynom oryginalnego stylu i można było się połapać, że czas akcji dzieje się w świecie współczesnym. Końcówka... Nie ogarnęłam .-. Dziewczyna wstała i zamieniła się w kota tak w pizdu? XD (Przepraszam za wyrażenie)
    Uważam, że bohaterowie są bardzo oryginalni. Okropnie polubiłam Skyer, podobał mi się jej temperament ^^ Za to nie bardzo polubiłam River: Zainteresowania miała dokładnie takie same jak ja (oprócz biegania) ale denerwowała mnie jej... ignorancja do ludzi, oraz to w jaki sposób traktowała Helen. Rozumiem, że nie lubiła "podnóżków"... Ale ja wiem, co to znaczy być takim podnóżkiem, bo sama kiedyś miałam zbyt słabą wolę aby móc się sprzeciwić.. No, było minęło. Ogólnie całe opowiadanie czyta się przyjemnie. Mogłabyś dodać trochę dynamiczności akcji i więcej dialogów, bo chociaż były jakie były , trochę mi ich brakowało. Nie bierz sobie do serca moich uwag - to tylko i wyłącznie moje spostrzeżenia, bo jak mówią, każdy widzi inaczej. Zazdroszczę ci wszystkiego, o czym piszesz - wyobraźni, stylu, ułożenia zdań - wszystkiego czego sama nie mogłam dokonać. Ja np. mam dobry pomysł na opowiadanie, ale nie potrafię tego odpowiednio zrealizować bo "JUŻ!TERAZ!" chciałabym przejść do sedna.
    Ogólnie to na tyle: Jeszcze raz: Piszesz cudownie, zazdroszczę talentu i nie zrażam, tylko motywuję tym pięknym bannerem: Sm;)e ^^
    ~ Pandorałkę jaką znasz, inaczej Mishaticka z dawnego TWOL, Szadoł z FNAFCCK... Ple, ple ple...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam wspomnienia z podnóżkowej kariery, ale właśnie - było, minęło. Riv wyszła właśnie taka, chociaż miała być trochę inna. Chyba podświadomie kreowałam ją na osobę wywołującą skrajności - albo się ją lubi, albo nie. To właśnie jej najgorsza wada, to, w jaki sposób traktuje ludzi... No cóż, ja również bardziej lubię jej siostrę, ale może później jakoś wyprostuję jej zachowanie. Sky raczej wywołuje pozytywne odczucia, przynajmniej moim zdaniem.
      Ja też chciałabym "JUŻ!TERAZ!" rozkręcić akcję, ledwo się przed tym powstrzymuję.
      To zakończenie mam nadzieję, że nabierze sensu z następnymi rozdziałami.
      Dziękuję za tak długi komentarz i za wszelkie uwagi. Pozdrawiam!

      Usuń

Przeczytałeś? Zostaw po sobie ślad w postaci komemtarza, to bardzo motywuje.

Mrs Black Farfallen