Patrząc
na bliźniaczki Padworth można dojść do iście mylnego wniosku, że
to normalne siostry, niczym (oprócz tego, że są niemal identyczne)
nie różniące się od innych nastolatek - owszem, obie są wysokie
(jedna ma metr siedemdziesiąt sześć, a druga pięć), mają
ciemne, długie włosy do łopatek, migdałowe oczy i nie banalną
figurę. Wiele osób twierdziło, że ich raczej łagodne rysy twarzy
w połączeniu z wyżej wymienionymi cechami sprawiają, iż te dwie
piętnastolatki są bardzo ładne.
Błędem
jednak jest stwierdzenie, że są normalne. Pomijając
zdarzenia, które miały miejsce w sobotę 21 lutego, dzień po
urodzinach sióstr, były jeszcze talenty, które Padworth posiadały.
River, ta wyższa, potrafiła zarówno grać na instrumentach,
śpiewać i malować. Miała też szereg innych umiejętności, z
czego najbardziej ceniła sobie jeździectwo.
Jej
siostra, Skylar, nigdy sportem się nie interesowała. Nie była to
też osoba uzdolniona plastycznie, przynajmniej nie tak, jak Riv.
Skoro nie jeździła konno, nie rysowała, tudzież malowała, to
pozostawała jej muzyka - gitara, trąbka, harmonijka, pianino.
Uczyła się tańczyć tańce towarzyskie, ale na tym się skończyło,
jeśli idzie o sport. To był jej świat, któremu od dzieciństwa
poświęcała dużo czasu. Wcale siostrze zdolności nie zazdrościła
- podobało jej się tak, jak było. Zawsze uważała, że zazdrość,
a szczególnie ta żywiona względem własnej rodziny, może zepsuć
bardzo wiele. Cieszyła się więc z tego, co miała i nie narzekała.
Pomijając
lekcje tańca Sky i jazdy konnej Riv siostry wszędzie chodziły
razem. Kiedyś, gdy miały po pięć lat, narzekały, że muszą spać
w jednym pokoju. Rodzice, jak zwykle z resztą, spełnili ich
zachciankę - River przeniosła się do innego pomieszczenia, a
Skylar została w ich starym "królestwie". Skończyło się
tak, że pierwsza z sióstr przyszła w nocy do pokoju bliźniaczki,
która też nie mogła spać, i wszystko wróciło do normy. Tak już
pozostało. Na lekcjach siedziały razem, spały w jednym pokoju, a
pewną osóbką też się dzieliły.
Kate
Rose była jedyną niespokrewnioną z nimi osobą, którą River
traktowała jak prawdziwą przyjaciółkę. Obie były raczej cichymi
typami, wolącymi siedzieć w bibliotece na przerwach, niż spędzać
je w hałaśliwym tłumie. River w piątkowe wieczory zazwyczaj
zaszywała się w pokoju i czytała, oglądała telewizję czy
rozmawiała z innymi przez facebook'a. Sky, chociaż też lubiła
książki, wolała spędzać wolne dni z jakąś swoją znajomą,
których miała naprawdę wiele - to właśnie różniło siostry.
Riv nigdy nie była jakąś specjalnie rozrywkową, towarzyską
osóbką. Każdy kojarzył ją jako cichą, spokojną, inteligentną
i pilną. Ci, którzy próbowali ją dręczyć czy się z nią kłócić
wiedzieli, że potrafi pokazać pazurki z niesamowitą precyzją.
Spokojne i przyjazne usposobienie prawdopodobnie odziedziczyła po
matce, natomiast ognisty, wybuchowy temperament ojca udzielił się
drugiej z sióstr - Sky łatwo wpadała w gniew, nikt więc nawet nie
próbował jej złościć.
Nikt,
kto kiedykolwiek miał z nią do czynienia.
Jedyną
osobą zdolną do uspokojenia wzburzonej szatynki była jej siostra,
zawsze racjonalnie i logicznie myśląca, której praktycznie nie
dało się wyprowadzić z równowagi. Nie zawsze to robiła,
ponieważ czasami sądziła, że Sky jest wściekła z jakiegoś
porządnego powodu - wtedy dawała się siostrze nakrzyczeć, raz
nawet kogoś uderzyć, a potem odchodziła razem z nią. Wszyscy się
dziwiły, że ktoś tak różny może być rodzeństwem.
20
lutego zapowiadał się całkiem normalnie.
Promienie
porannego słońca wpadały do przestronnego pokoju, którego ściany
zostały pomalowane na delikatny odcień kremowego. Puchaty,
wiśniowy, okrągły dywan zakrywał jasne panele na środku. Dwa
łóżka z kolumienkami i jasnymi zasłonami zajmowały przeciwległe
ściany. Pomiędzy nimi, obok siebie, stały jasne biurka, nad
którymi wisiały tablice korkowe. Obie były pozakrywane czym innym
- w wypadku Riv były to rysunki najróżniejszych zwierząt, rzeczy
czy miejsc oraz kilka z motywami muzycznymi. Jej siostra zaaranżowała
tablicę trochę inaczej - plakaty jej ulubionych zespołów,
tancerzy czy instrumentów i nut.
Dziewczyny
często siadały na parapecie okna wykuszowego, znajdującego się
dokładnie za łóżkiem River. Leżało tam kilka poduszek, które
kiedyś zostawiły, by siedziało się wygodniej. Na przeciwko tegoż
wykusza stały dwie szafy, tuż obok drzwi, wciśniętych w kąt
pomieszczenia. Było to trochę niepraktyczne, gdyż zaraz po wejściu
i przejściu pięciu kroków można było wpaść na komodę, która
bynajmniej nie służyła do przetrzymywania ubrań - nie, w praktyce
była półką na książki, czyli największą miłość River, jak
to mawiały Sky i Kate.
Riv
rozejrzała się po pokoju, ziewając przy tym. Nie chodziło o to,
że była niewyspana - to zdarzało się nad wyraz rzadko. Był to
zwyczajny, nic nie znaczący nawyk, tak ja to, by powtarzać w głowie
,,iść pobiegać, na śniadanie jogurt z owocami". To były
pierwsze myśli, które witały dziewczynę po przebudzeniu.
Gdy
natrafiła wzrokiem na to, czego poszukiwała - to jest jej dresy i
bluzka do biegania - z zadowoleniem podeszła do komody, na której
owe rzeczy leżały, złapała je i pognała do ich własnej, małej
łazienki, w której stał prysznic, sedes i toaletka.
Doprowadzenie
się do znośnego stanu (czyli przebranie się, umycie zębów,
uczesanie włosów) zajęło jej dziesięć minut. Doszła do
wniosku, że pod prysznic pójdzie, gdy wróci z biegania. Wróciła
do sypialni, zerknęła na pochrapującą w swoim łóżku Sky i
pokręciła głową. Jej siostra nigdy nie wstawała przed ósmą, i
gdyby nie ganianie jej, by wszystko szykowała dzień wcześniej, w
życiu nie wyrobiłaby się na dziewiątą do szkoły, a i tak
marudziła, że jest niewyspana i dziwiła się głośno, jak Riv
może zrywać się o tak nieludzkiej porze.
- Niektórzy
o piątej muszą być już w pracy, więc nie marudź - odpowiadała
zawsze River, co skutecznie zamykało Sky buzię na cały następny
dzień. Był to ich swoisty rytuał, powtarzany każdego dnia.
Dom
był naprawdę duży, miał wiele pomieszczeń i tajemnic. River nie
rozumiała, czemu mieszkają z dziadkami - ojciec świetnie zarabiał
jako Jakiś-Tam-Ważniak w Jakiejś-Tam-Firmie, matka też nie mogła
narzekać na kiepskie zarobki - pracowała jako lekarz w miejscowym
szpitalu, a mimo to nadal się nie wyprowadzili. Jako małe dzieci
siostry o to zapytały, ale matka tylko wzruszyła ramionami.
Bliźniaczki
nigdy się nie dowiedziały, skąd dziadkowie mają taką działkę z
takim budynkiem, który niektórzy nazywali wręcz willą. Z
obliczeń, których wykonania podjęła się Sky, zdecydowanie
bardziej "matematyczna" od siostry, wynikało, że w ich
miejscu zamieszkania znajduje się sześćdziesiąt ziedem pokoi,
spory strych i takaż piwnica oraz jeden schowek, służący za
spiżarnię. Wykluczając strych i piwnicę dom miał pięć pięter
- na piątym spali dziadkowie i rodzice, na czwartym zazwyczaj
goście, a na drugim - siostry.
Co
tydzień przybywał szwadron sprzątaczek i sprzątał cały dom. No,
może oprócz zamieszkiwanych pokoi, gdyż te mieli sprzątać ich
mieszkańcy. Zastanawiające może być to, że w czystości miały
zostać zachowane nie tylko pokoje gościnne, ale też cała reszta -
do których nikt oprócz sprzątaczek nie zaglądał. Odpowiedź
znajduje się jedynie w niemal chorobliwej pedantyczności babci,
przez którą w domu nie było żadnych zwierząt - nawet chomika czy
złotej rybki. Sky raz poszła do babci i zapytała, czy mogą mieć
psa.
-
Chyba sobie żartujesz! Psy to bardzo brudne zwierzęta, mowy nawet
nie ma! - odpowiedziała babcia, przez co Sky nie odzyskała się do
niej przez tydzień. River, jak zwykle, bez wyrzutów sumienia
wspomagała siostrę.
Jednym
z plusów wstawania o piątej było to, że można było spotkać
mamę i tatę - państwa Padworth nie dało się złapać nawet o tej
ósmej, ponieważ wychodzili (oboje) równo o godzinie szóstej
trzydzieści. Sky spotykała ich tylko wieczorami, a River zamieniała
z nimi kilka zdań z samego rana. Owszem, ojca czasami nie było -
wyjeżdżał w delegacje.
Gdy
zeszła jasnymi, krętymi schodami prosto do dużej kuchni,
połączonej z jadalnią, jej mama już siedziała przy dużym,
szklanym stole, nad którym wisiał mały, kryształowy żyrandol.
Przed nią stał kubek z parującą kawą oraz talerz z bułeczkami.
-
Cześć, córciu - powiedziała kobieta z uśmiechem, który zawsze
dodawał jej uroku. W odróżnieniu od córek miała jasne, złociste
włosy, ale rysy, oczy i wzrost jej dzieci odziedziczyły po niej.
- Hej
- odmruknęła Riv, podchodząc do lodówki i otwierając jej drzwi.
- Mamy wodę? Idę biegać.
-
Tak, ale nie w lodówce. Sprawdź w szafce - odpowiedziała Eleonora
Padworth. - Babcia przełożyła.
No
tak, jak zwykle. Czego się nie dotknie, to przekłada, pomyślała
dziewczyna, przeszukując wspomnianą szafkę. A raczej wszystkie
szafki, których było pięć. Jak na ironię zdążyła sprawdzić
pozostałe cztery, zanim trafiła na butelki z wodą.
-
Wrócę za jakąś godzinę - oznajmiła, ruszając w stronę
wyjścia.
Jej matka
przyjęła to bez słowa - Riv rano zazwyczaj biegała godzinę,
maksymalnie półtorej. To ,,cześć" było jedynym, na co obie,
prowadząc taki tryb życia, mogły ze swojej strony liczyć.
Sky
nigdy nie widziała nic atrakcyjnego w zrywaniu się z łóżka o
piątej i biegania przez godzinę czy dwie. Dla niej liczyło się
to, by się wyspać i zbytnio z rana nie namęczyć. River często
mówiła (poirytowana, należy dodać), że Skylar zachowuje się jak
księżniczka z bajki.
Tego
ranka obudziła się jednak nad wyraz wcześnie - była dopiero
siódma, z dołu dobiegały ją odgłosy krzątaniny.
Westchnęła,
doskonale zdając sobie sprawę z tego, że już nie uśnie - za
jasno, a ona, nie wiedzieć czemu, była wyjątkowo ,,trzeźwa"
i rozbudzona.
Poranna
toaleta zajęła jej nie wiele czasu. Wbrew pozorom nie należała do
dziewczyn, które przesadnie dbają o wygląd i co dzień rano
spędzają godzinę na robieniu makijażu, za którym osobiście nie
przepadała. Denerwowały ją takie sztuczne lalki i chłopcy, którzy
zwracali uwagę tylko na wygląd.
Z
ciężkim sercem u brała się w mundurek szkolny, składający się
z koszuli z krótkim rękawem w okropnym odcieniu zielonego i
granatową spódnicę do kolan w ciemnym odcieniu błękitu. Opinia
na temat mundurka była jedyną rzeczą w której Sky i jej babcia
się zgadzały - to było jedno z gorszych połączeń, jakie
dziewczyna w całym swoim piętnastoletnim życiu widziała. Babcia
twierdziła również, że spódniczki są za krótkie, a ,,kolana
podniecają". Jeszcze przed wygłoszeniem tej opinii siostry
uważały, że matka ich ojca jest jakaś dziwna, ale po tym
zdarzeniu poziom dziwności starszej kobiety wzrósł dwukrotnie.
W
kuchni, nad kanapkami z sałatą, pomidorem i serem oraz kubkiem
herbaty siedziała River, cały czas w sportowym stroju, jednak
widocznie zaliczyła już prysznic, gdyż włosy miała mokre,
rozpuszczone i opadające na okryte ręcznikiem ramiona.
- Co
tak wcześnie? - zapytały równocześnie, spoglądając ze
zdumieniem jedna na drugą. Był już przyzwyczajone do tego, że
czasami mówiły coś równocześnie. Kate nazywała to "Bliźniaczą
telepatią".
- A
nie wiem, obudziłam się i nie mogłam usnąć, więc zeszłam -
odpowiedziała Sky, wzruszając ramionami i podchodząc do lodówki.
- A ty?
-
Hm... Jakoś szybciej mi się zeszło - mruknęła Riv, powracając
do kanapki, którą właśnie jadła. Skylar usiadła na przeciw niej
przy długim, szklanym stole, który wyglądał dziwnie smutno, gdy
siedziały przy nim tylko dwie osoby. Do tego widoku również
przywykły - rodzice wcześnie wychodzili do pracy, a na towarzystwo
dziadków nie było co liczyć - schodzili na dół już wtedy, gdy
bliźniaczki były w szkole, a na resztę dnia babcia zamykała się
w swojej samotni, gdzie robiła nie wiadomo co. Dziadek znikał w
mieście, więc jego widywały rzadziej niż rodziców - czasami
tylko raz w tygodniu.
- Mam
nadzieję, że dziś nie zrobią nam żadnej niezapowiedzianej
kartkówki. No wiesz, fajnie by się nam piętnastka zaczęła, nie
ma co - powiedziała Sky, na co Riv parsknęła śmiechem. - A ty się
nie odzywaj! Ty zawsze jesteś przygotowana, na wszystko! Nawet,
gdyby się okazało, że mamy sprawdzian z hiszpańskiego!
- O,
dzięki, że mi przypomniałaś, muszę zaliczyć jedną kartkówkę
z hiszpańskiego - oznajmiła River, prostując się nagle. Jej
siostra przewróciła oczami mamrocząc ,,mam siostrę kujonkę"
i zajęła się swoim śniadaniem, składającym się z płatków na
mleku.
Sky
miała wielu znajomych, z czego najbardziej ceniła Helen McDonald -
drobną, jasnowłosą dziewczynę o sarnich oczach. Helen zawsze była
miła, uprzejma i zachowywała się racjonalnie, co było dość
podobne do zachowania River, jednak blondynka nie potrafiła zachować
kamiennej twarzy - była panikarą. Tej cechy Padworth w niej nie
lubiła, szczególnie przed historią - McDonald była beznadziejna z
tego przedmiotu, a nauczycielka niemal na każdej lekcji robiła
kartkówki lub pytała.
River
natomiast nie przepadała za jasnowłosą, ale ona lubiła niewielu
ludzi, a już na pewno nie rówieśników. Wyjątek stanowiła Kate -
najlepsza przyjaciółka dziewczyny. Chociaż Riv była dla
wszystkich uprzejma i nigdy nikogo do siebie nie zrażała, to Sky
wiedziała, że większość przedstawicieli homo
sapiens denerwowało szatynkę. I tu był problem - Skylar
lubiła spędzać czas z siostrą, ale i ze znajomymi, którzy River
irytowali. W rezultacie przestały być aż tak nierozłączne. Sky
Padworth spotykała się z przyjaciółmi, a Riv zostawała w domu
lub wychodziła z Kate. Taki układ im pasował, ale w związku z tym
pojawił się mały problem, a mianowicie: chciały spędzić
urodziny ze sobą, ale Sky miała nadzieję na wyjście ze
znajomymi.
-
Zawsze możecie dziś iść razem do miasta, a jutro lub w sobotę
świętować tak, jak obie byście chciały - zaproponowała Kate. -
Sky wyjdzie z przyjaciółmi, a ty, Riv, przyjdziesz do mnie.
Tak,
to brzmiało logicznie. Zastanawiające było jednakże to, że żadna
z bliźniaczek na to nie wpadła. Obie były uważana za osoby nad
wyraz inteligentne i bystre, a Riv z niemal każdej sytuacji
potrafiła znaleźć wyjście.
Kate
Rose była dziewczyną o rudych, długich włosach, szarych oczach w
kształcie migdałów i bardzo bladej cerze. Mały, lekko zadarty
nosek pokrywała sieć piegów. Nie była ani chuda, ani gruba - taka
,,w sam raz".
-
Sky, jesteś przygotowana na dzisiejszą kartkówkę z Angielskiego?
- zapytała spanikowana Helen. - Bo ja kompletnie o tym zapomniałam!
River,
rozmawiająca dotychczas z Kate, spojrzała na dziewczynę spode łba.
Sky mogła by przysiąc, że tylko dzięki latom praktyki jej siostra
zdołała nie prychnąć. Zawsze tak reagowała na znajomych swojej
bliźniaczki.
-
Szczerze to nic nowego, Hel. Oczywiście, że jestem przygotowana -
odpowiedziała ze zniecierpliwieniem Skylar. Pytanie jej, czy się
przygotowała, nie miała sensu - River goniła ją do nauki, jakby
od tego zależało jej życie. Owszem, czasami zdarzało się, że
Padworth nie miała ochoty się uczyć lub o nauce zapominała i
gdzieś znikała.
-
Och. A mogę siedzieć z tobą? - Helen rzuciła przestraszone
spojrzenie na River, która jednak nic nie zrobiła na tą aluzję.
Siostry niemal na każdym
przedmiocie
siedziały razem.
Czwórka
dziewcząt usadowiła się na ławce pod salą, czekając na pierwszą
lekcję. Reszta znajomych Sky gdzieś się zmyła, prawdopodobnie
spisując zadania domowe. Drugą możliwością było to, że
najzwyczajniej w świecie nie mieli ochoty na bezpośredni kontakt z
River. Sky westchnęła, ponieważ podejrzewała, iż spisywanie jest
tylko pretekstem, by nie siedzieć w towarzystwie Riv Padworth.
-
Jasne, Helen. Riv usiądzie z Kate, nie? - Sky nawet nie zerknęła
na siostrę.
-
Ehym. Nie ma sprawy. Idziemy dziś do Erny'ego? - zapytała
wspomniana.
-
Spoko, może być. Katie, idziesz z nami? Byłoby fajnie - zauważyła
Skylar, rozglądając się, czy gdzieś nie ma Johna - brata
Rudzielca.
-
Jasne! O, może zajdziemy do księgarni? Widziałam, że przywieźli
jakąś nowość - powiedziała z entuzjazmem Rose, odwracając się
w stronę swojej najlepszej przyjaciółki.
Chociaż
przyjaźniła się z obiema bliźniaczkami od kiedy wszystkie trzy
miały po dwa latka to zawsze lepiej dogadywała się z wyższą z
nich.
-
Ech, chodź. One znalazły się w swoim świecie - powiedziała do
Helen Sky, przewracając oczami.
Wstała
i spojrzała z góry na swoją przyjaciółkę.
Właściwie
nie miała pojęcia, czy może tak nazwać McDonald, która była
okropnie uległa, nie dało się z nią dyskutować. Sky wcale nie
była typem "królowej" i irytujące dla niej było to, że
cokolwiek powiedziała, Helen jej przytakiwała. Tym razem też się
tak stało. Dziewczyna pokiwała głową i momentalnie zerwała się
na równe nogi. Sky, widząc to, znów przewróciła oczami.
Dla
nikogo tajemnicą nie był fakt, że River Padworth za wielu
przyjaciół nie miała. Powody też nie pozostawały wielką
niewiadomą - chodziło w szczególności o to, że chociaż
dziewczyna była miła, uprzejma i pomocna to i tak większość
ludzi czuła niechęć, którą tamta pałała do gatunku ludzkiego.
Nikt nie wiedział czemu ma taki a nie inny stosunek do innych.
Krążyły na ten temat różne plotki, ale prawda była taka, że
Riv wolała trzymać z mniejszą liczbą ludzi, większe grupy ją
męczyły. Sytuacji nie poprawiał fakt, że niemal wszystkie
dziewczyny z którymi miała wątpliwą przyjemność się spotkać
to były typowe rozpuszczone, plastikowe lalki z bogatych rodzin.
Napuszone, sztuczne i przejmujące się bardziej tym, co kto ma na
sobie, a nie tym, co wie. To szatynkę bardzo zraziło, szczególnie,
że zawsze szufladkowała ludzi. To była jej najgorsza wada - gdy
tylko kogoś poznała, od razu go oceniała i wrzucała do jakiejś
kategorii.
Nazwała
Kate spokojną, ale równocześnie pełną wspaniałej energii i
poczucia humoru osobę, lubiącą książki i samotność. Helen była
dla niej irytującą, mało rozgarniętą i trochę tępą...
służącą. Tak, tym słowem ją określiła - dla niej Helen można
było wrzucić do worka razem z ludźmi, którzy wydawali się żyć
tylko po to, by służyć innym. Zawsze ulegli, lubiący towarzystwo
silniejszych od siebie. To były takie podnóżki.
Chyba
nie trzeba mówić, iż River nie miała dla takich jednostek
szacunku.
Ceniła
w ludziach niezależność, umiejętność wyrażania własnego
zdania. Ani ona, ani Kate nie patrzyły na to, co inni o nich pomyślą
- zwyczajnie ich to nie obchodziło. Może i wadą było to, że
River nawet nie dawała szansy "podnóżkom".
-
Szczerze, to nie rozumiem Helen - mruknęła Kate, wyrywając swoją
przyjaciółkę z zamyślenia.
- Ja
też nie. Przynajmniej Sky jej nie wykorzystuje - odpowiedziała
piętnastolatka zerkając na dwie oddalające się w stronę damskiej
toalety postacie. - No dobrze, czasami Helen coś dla niej zrobi -
dodała, widząc minę panny Rose.
– O,
nadchodzi nasza Amerykańska gwiazdeczka - Kate wyprostowała się
gwałtownie i posłała pełne wzgardy spojrzenie w stronę
nadchodzącej Amy Waller.
Szesnastolatka
o srebrzystych włosach sięgających pośladków, wysoka, z figurą,
której mogła jej pozazdrości niejedna modelka. Na twarz miała
nałożoną tonę tapety, światło odbijało się od jej
brokatowych, srebrnych butów i drogiego naszyjnika z wielkim,
zielonym kamieniem. Z takim wyglądem nawet w mundurku szkolnym
można było zrobić furorę.
Co
prawda matka River i Skylar również była amerykanką - i to nie
byle jaką, ponieważ jej dziadek był Czirokezem, ale przedstawiały
sobą odrobinę inną klasę niż ta pochodząca z Nowego Yorku córka
jakiegoś ważnego biznesmena. River nie mogła jej znieść,
ponieważ na początku ta ,,Gwiazdeczka" miała z nią i jej
siostrą jakiś problem - w kółko im dogryzała, aż zobaczyła, że
doprowadzenie tej bliźniaczki do szału jest niemożliwe albo
graniczy z cudem.
Zawsze
wymijała je z wysoko uniesioną głową i dumną miną, odprowadzana
łakomymi spojrzeniami męskiej części szkoły i pogardliwych
Padworth i Rose.
– Dobra,
mniejsza o Waller. Zaraz będzie dzwonek, więc mamy większe
zmartwienia niż ta krowa. - Riv tylko rzuciła okiem na tarczę
swojego wiśniowego zegarka.
Miała
rację. Gdy tylko to powiedziała na korytarzu rozbrzmiał natarczywy
odgłos, zwiastujący początek lekcji.
Pod koniec
ostatniej lekcji River ze zdumieniem stwierdziła, że lekcje
okropnie jej się dłużyły.
Nigdy nie
miała problemów z nauką, lekcje zawsze mijały jej w mgnieniu oka.
Szczególnie angielski, hiszpański czy nauki przyrodnicze – jej
ulubione przedmioty. Tym razem jednak nawet hiszpański wydał jej
się okropnie nudny i nikomu nie potrzebny. Była to ostatnia lekcja,
na której dziewczyna siedziała ze swoją siostrą. Głowę oparła
na ręce i tępym wzrokiem wpatrywała się w tablice.
– … No dobrze, a jako pracę
domową na wtorek napiszecie esej na temat dzisiejszej lekcji,
minimum dwie strony, oczywiście po hiszpańsku – oznajmiła pani
Rodriguez, nauczycielka tego przedmiotu. Była wyjątkowo dobra w
tym, co robiła, ponieważ uwielbiała uczyć młodzież i
pochodziła z Hiszpanii. Nikt nie wiedział, czemu przeniosła się
z tak pięknego, słonecznego kraju do deszczowej i raczej ponurej
Anglii. Ważne było, że wszyscy ją uwielbiali, a Amy Waller miała
poważną konkurencję – pani Rodriguez była iście piękną
kobietą o kasztanowych, kręconych włosach, ciemnej karnacji i
wspaniałej figurze.
River
otrząsnęła się z otępienia i dopisała wypracowanie do i tak
długiej listy rzeczy, które miała zrobić w ten weekend.
Westchnęła cicho.
– Ej, Riv. Co taka mina? Za dwie
minuty dzwonek i idziemy razem z Kate do miasta! Rozchmurz się –
szepnęła z rozbawieniem Sky. Widocznie uznała za przekomiczny
fakt, że jej siostra, zawsze uwielbiająca hiszpański i ogólnie –
szkołę, teraz wzdycha nad tym, co będzie musiała zrobić.
Szatynka
posłała siostrze ostre spojrzenie i już miała jej coś
odpowiedzieć, gdy rozbrzęczał się dzwonek i wszyscy uczniowie
rzucili się do pakowania, uradowani, że była to ich ostatnia
lekcja. River i Skyler postąpiły tak samo jak cała reszta,
wrzucając do toreb podręczniki, piórniki i zeszyty. Mimo
ekspresowego tempa, w jakim to zrobiły, one, Helen i Kate wyszły z
klasy ostatnie.
Zarówno
McDonald i Rose najzwyczajniej w świecie czekały na dwie Padworth,
spakowane już dużo wcześniej. Reszta znajomych Sky wyszła już
wcześniej, odbębniając z samego rana złożenie życzeń dwóm
jubilatkom (River uprzejmie im podziękowała, ale raczej nie okazała
większego optymizmu z powodu ich towarzystwa).
– To do poniedziałku, dziewczyny –
powiedziała radośnie Helen. - I jeszcze raz wszystkiego
najlepszego!
– Dzięki, Hel. Do zoba. To co,
idziemy? - Sky spojrzała z uniesionymi brwiami na swoją siostrę i
przyjaciółkę. Obie skinęły głowami, pożegnały się z
blondynką i ruszyły w stronę szatni.
Szkoła, do
której uczęszczały, była dużym budynkiem z wieloma klasami,
wielką salą gimnastyczną, jadalnią i świetlicą. Uczniowie
często żartowali, że ten, kto wybierał kolory mundurków musiał
maczać palce również w doborze kolorystyki korytarzy. Ściany albo
były w mdłym odcieniu zieleni, albo kanarkowe. To była chyba
jedyna sprawa, w której River bezwarunkowo zgadzała się z całą
resztą uczniów, jednak stwierdziła, że może opowiedzieć się za
dwiema teoriami – okropny gust człowieka odpowiedzialnego za
kolorystykę szkoły, ale nie wykluczała możliwości, że takie
odcienie farby były po prostu tańsze, a szkoła cięła koszty.
Mieszkały w
małej miejscowości pod Londynem, gdzie chodziły do szkoły. Oprócz
dzieciaków z Hill's Comp chodzili do niej również Londyńczycy –
co było odrobinę dziwne, ponieważ w samej stolicy było przecież
wiele placówek edukacyjnych.
Zazwyczaj
zaraz po szkole szły do domu, uprzednio odprowadziwszy Kate pod jej
furtkę. W piątki często zatrzymywały się w cukierni pewnego
Amerykanina, przemiłego pana Erny'ego. Tam też skierowały się o
szesnastej dnia dwudziestego lutego, ubrane w ciepłe kurtki,
rękawiczki i czapki.
Erny zawsze je
lubił, uważał je za niesamowicie miłe i dobrze wychowane osóbki.
Gdy Sky słyszała to z jego ust ledwo powstrzymywała napad śmiechu.
Z przymusu wychowywały się same, ponieważ rodzice nie mieli dla
nich czasu, a babcia w kółko powtarzała tylko „Musicie mieć
porządek! Zawsze i wszędzie!” i to buło jedyne wychowanie, które
otrzymały siostry Padworth.
Kate miała
trochę lepszą sytuację w rodzinie. Jej mama nie pracowała,
chociaż czasami gdzieś wychodziła, i miała tyle czasu dla swoich
dzieci, ile tylko chciała. Tego właśnie po cichu zazdrościły jej
Sky i Riv. Oczywiście, nigdy nie powiedziały by na głos, że Katie
ma lepiej.
– Czyli najpierw do Erna a potem do
Sowy? - zapytała Sky, gdy podeszły do drzwi cukierni. Widząc, że
jej siostra i Ruda skinęły głowami szatynka nacisnęła klamkę i
weszła do środka.
Cukiernia u
Erny'ego znajdowała się na parterze małej kamieniczki. Piętro nad
nią mieszkał sam właściciel wraz z żoną, która urządziła
wnętrze ich interesu. Ściany pomalowano na brzoskwiniowy kolor i
pozawieszano obrazy i obrazy przedstawiające różne słodkości.
Kilka z nich namalowała River, za co miała pączki za darmo.
Lada,
ustawiona naprzeciwko wejścia, miała jasny blat i ciemniejsze
ścianki. Całą pozastawiano oferowanymi przez sklepik towarami –
pączkami, bułeczkami, ciasteczkami, torcikami i wieloma innymi.
– Cześć, dziewczynki! Co tam dziś
chcecie? - zapytał radośnie Erny, pulchny i łysy człowieczek,
czyszczący właśnie jeden ze stolików. Jego okrągłą twarz
wiecznie rozjaśniał szeroki uśmiech, a wielki brzuch zakrywała
jasnoniebieska koszula i śnieżnobiały fartuch.
– Hej, Erny. A masz może tą
przepyszną gorącą czekoladę? I te eklerki? - przywitała się z
uśmiechem Rose.
– Ależ oczywiście! Chodźcie,
siadajcie, zaraz wam przyniosę – odpowiedział, podchodząc do
lady.
River
skierowała się do jednego z pustych stolików (których było
nienaturalnie dużo) i usiadła na miękkim, jasnym foteliku.
Pozostałe dziewczyny czym prędzej do niej dołączyły i zaczęły
radośnie dyskutować na temat filmów, książek i innych mało
istotnych rzeczach.
– Dziś na koszt firmy, moje drogie!
W końcu macie urodziny, prawda? - Erny przyniósł im zamówienie
ze zwykłym sobie entuzjazmem i szerokim uśmiechem.
– Dzięki – odparła Sky,
pociągając łyk z kubka.
Babcia
odpuściła im sprzątanie (co było nie do pomyślenia w jej
wypadku) i była zaskakująco miła.
– O,
dziewczynki. Już jesteście. Jak miło, byłam w sklepie i kupiłam
wam szarlotkę – powiedziała, gdy stanęły w wejściu do kuchni.
Pani Johnson, matka ich matki, była kościstą, drobną kobietą o
srebrzystych włosach wiecznie spiętych w wysokiego koka. Zawsze
chodziła w szarych, burych sukienkach i miała tak surowy wyraz
twarzy, że niejeden gangster uciekłby z płaczem, gdyby na niego
spojrzała. Uśmiechała się rzadziej niż stary krokodyl z
zaparciem.
– Eee –
wydukała Sky, spoglądając ze zdumieniem na tą uśmiechającą
się ciepło kobietę, która prawdopodobnie ogłuszyła a potem
zaciągnęła do lasu, ubrała się w jej ciuchy...
River
natomiast uniosła jedynie brew, stając obok siostry.
– Za
chwilę posprzątamy, babciu – oznajmiła spokojnym tonem,
odwracając się i ruszając w stronę schodów.
– Macie
urodziny, dajcie spokój. Dziś nie musicie, posprzątacie kiedy
indziej – odparła starsza pani, cały uprzejmie i ciepło.
– Skoro
tak mówisz... – mruknęła Sky, również idąc za River do ich
pokoju.
River
wyszła z łazienki w różowej piżamie i spojrzała na Skylar.
– Co? – zapytała tamta, siadając na łóżku. Była dopiero dwudziesta
pierwsza w piątkowy wieczór, a River już była gotowa do tego, by
iść spać.
– Nic.
Zastanawiam się tylko, ile jeszcze masz zamiar siedzieć –
odpowiedziała szatynka, wzruszając ramionami. Również usiadła
na swoim łóżku i zajęła się rozczesywaniem swoich długich,
ciemnych włosów.
– Ech,
no dobra! - jęknęła Sky, przewracając oczami. – Już idę się
myć, pół godziny chyba wytrzymasz.
Riv
zaśmiała się pod nosem, z rozbawieniem śledząc kroki swojej
siostry, która skierowała się do łazienki, mamrocząc pod nosem
przekleństwa.
Masz
szczęście, że babcia cię nie słyszy. Wyszorowała by ci język
szarym mydłem – powiedziała dziewczyna, za co oberwała jedną z
poduszek leżących na parapecie.
Otworzyła
oczy i rozejrzała się po pokoju. Jedynym źródłem światła była
lekka poświata księżyca, wpadająca przez okno. Skylar widziała
jednak doskonale.
Wyplątała
się z kołdry i zwinnie zeskoczyła na podłogę. Jej wzrok napotkał
żółte źrenice pantery, która przycupnęła po drugiej stronie
pomieszczenia.
Sky
przeciągnęła się i zmierzyła spojrzeniem swoją towarzyszkę.
Gruby i długi ogon przeciął leniwie powietrze. Pociągnęła
nosem, zdumiona, jak wiele zapachów można znaleźć w jednym,
ograniczonym dodatkowo, miejscu.
Druga
kocica wskazała łbem na okno po czym wstała i dumnym krokiem
pomaszerowała w jego kierunku. Skylar świetnie ją zrozumiała –
musiały wydostać się na zewnątrz. Nie zamierzała jednak bawić
się w podchody.
Od
łóżka do wykusza było parę metrów, więc bez problemu rozwinęła
przyzwoitą prędkość i z impetem wpadła na szkło, torujące im
drogę na wolność. Wraz z nim wypadła w czyste, nocne powietrze.
Uderzyła
w nią fala zapachów i dźwięków – bez problemu wyczuła swąd
alkoholu i papierosów z pobliskiego monopolowego, usłyszała psa
szczekającego kilka kilometrów dalej.
Wylądowała
miękko na czterech łapach i spojrzała w okno, z którego swój łeb
wystawiała River. Po chwili wahania jej siostra do niej dołączyła i razem odeszły w mrok.
No, mówiłam, że wyrobię się do czwartku! Następny rozdział postaram się dodać za tydzień, ale nie wiem, czy mi się uda.
Mam wrażenie, że opisy postaci wychodzą mi jakieś takie... sztuczne. Nie jestem w tym najlepsza, za co Was przepraszam.
River... miała być trochę inna, ale wyszła, jak wyszła. Skylar natomiast jest taka, jaka miała być, z czego się cieszę.
Za wszelkie błędy przepraszam, nie chciało mi się czytać tego po raz kolejny i owe błędy wyłapywać. Proszę o to Was, ponieważ wiem, że czytelnik jest najlepszy, jeśli autor chce, by ktoś odszukał literówki/powtórzenia itp.
Zamówiłam szablon na "Bajkowe Szablony", więc DŻ będą miały własny, oryginalny wygląd *.*
Bardzo proszę o komentarze, które bardzo motywują.
To chyba wszystko, co chciałam Wam powiedzieć. Do napisania!
~ Pozdrawiam.
No, mówiłam, że wyrobię się do czwartku! Następny rozdział postaram się dodać za tydzień, ale nie wiem, czy mi się uda.
Mam wrażenie, że opisy postaci wychodzą mi jakieś takie... sztuczne. Nie jestem w tym najlepsza, za co Was przepraszam.
River... miała być trochę inna, ale wyszła, jak wyszła. Skylar natomiast jest taka, jaka miała być, z czego się cieszę.
Za wszelkie błędy przepraszam, nie chciało mi się czytać tego po raz kolejny i owe błędy wyłapywać. Proszę o to Was, ponieważ wiem, że czytelnik jest najlepszy, jeśli autor chce, by ktoś odszukał literówki/powtórzenia itp.
Zamówiłam szablon na "Bajkowe Szablony", więc DŻ będą miały własny, oryginalny wygląd *.*
Bardzo proszę o komentarze, które bardzo motywują.
To chyba wszystko, co chciałam Wam powiedzieć. Do napisania!
~ Pozdrawiam.
Hej! *uu*
OdpowiedzUsuńJej, 1 rozdział!
Na swoje usprawiedliwienie napiszę, że przeczytałam wczoraj :D Ale nie miałam czasu skomentować :C
Na prawdę fajnie ci wyszedł :D Najciekawsze było z tymi kocicami :3 To był sen, prawda?
Ciekawie piszesz, tylko w niektórych przypadkach ( jak wczoraj czytałam, może poprawiłaś) nie było " - ", przy wypowiedziach bohaterów :))
Czekam na nn ^^
Weny, pozdrawiam :*
Kathrine ;**
{jily-love-forever.blogspot.com} - u mnie dzisij nowa notka ;D
Dziękuję ^^ Co do kocic, to trochę się rozjaśni w rozdziale drugim, ale za wiele teraz nie powiem - spoilery i te sprawy.
UsuńEm... Cóż, przeszukam tekst, poszukam tych braków, ale możliwe, że open office coś mi popsuł -_- denerwujący jest.
Nn będzie pewnie w przyszłym tygodniu, bo się nie wyrobię do czwartku.
Również pozdrawiam.
Też czytałam wczoraj XD
OdpowiedzUsuńFajer to ^^ I długie strasznie :O Wiesz, ty to masz szczęście ja nie umiem tak, pisać :c
Długie wyszło, nie powiem. Dziękuję za miłe słowa.
UsuńPisać zaczęłam... Chyba w przedszkolu? Jakoś tak. I, uwierz mi, praktyka czyni miszcza, więc pisz różne cośki (cośki. Łaaał, Sleepy. Polisz pro).
Eeeem... W przedszkolu chyba jeszcze pisać nie uczyli xD ~Pandorałke z konta siostry
UsuńW pięciolatkach tak! XD
UsuńNie wiem, nie pamiętam XD Ja zaczęłam pisać od wtedy kiedy NAUCZYŁAM się pisać, samodzielnie sklejałam książki, i tylko to robiłam w świetlicy. Na początku było to takie typowe" Urodził się pies, coś tam, poszedł spać, koniec" Później napisałam 10 tomową serię o wilkach uwielbianą przez moje rówieśniczki... Tak bardzo historia pisania :xxx
UsuńHehe. Ja napisałam książkę o psie imieniem Saba XD To było coś strasznego! Powóz chciał przejechać kotki i takie tam... Jezu, jak ja to znalazłam...
UsuńŚlicznie opisujesz, dobierasz słowa i układasz zdania. Dzięki Tobie idealnie odwzorowałam sobie ich świat w swojej głowie i wymodelowałam bohaterów. Potrafisz zachęcić do czytania. (Boże piszę jak polonistka .-.) Jedynie co mi się troszkeczkę nie podobało (powtarzam: maciupinkę) to dialogi. Zdawały się być proste, ale to dawało dziewczynom oryginalnego stylu i można było się połapać, że czas akcji dzieje się w świecie współczesnym. Końcówka... Nie ogarnęłam .-. Dziewczyna wstała i zamieniła się w kota tak w pizdu? XD (Przepraszam za wyrażenie)
OdpowiedzUsuńUważam, że bohaterowie są bardzo oryginalni. Okropnie polubiłam Skyer, podobał mi się jej temperament ^^ Za to nie bardzo polubiłam River: Zainteresowania miała dokładnie takie same jak ja (oprócz biegania) ale denerwowała mnie jej... ignorancja do ludzi, oraz to w jaki sposób traktowała Helen. Rozumiem, że nie lubiła "podnóżków"... Ale ja wiem, co to znaczy być takim podnóżkiem, bo sama kiedyś miałam zbyt słabą wolę aby móc się sprzeciwić.. No, było minęło. Ogólnie całe opowiadanie czyta się przyjemnie. Mogłabyś dodać trochę dynamiczności akcji i więcej dialogów, bo chociaż były jakie były , trochę mi ich brakowało. Nie bierz sobie do serca moich uwag - to tylko i wyłącznie moje spostrzeżenia, bo jak mówią, każdy widzi inaczej. Zazdroszczę ci wszystkiego, o czym piszesz - wyobraźni, stylu, ułożenia zdań - wszystkiego czego sama nie mogłam dokonać. Ja np. mam dobry pomysł na opowiadanie, ale nie potrafię tego odpowiednio zrealizować bo "JUŻ!TERAZ!" chciałabym przejść do sedna.
Ogólnie to na tyle: Jeszcze raz: Piszesz cudownie, zazdroszczę talentu i nie zrażam, tylko motywuję tym pięknym bannerem: Sm;)e ^^
~ Pandorałkę jaką znasz, inaczej Mishaticka z dawnego TWOL, Szadoł z FNAFCCK... Ple, ple ple...
Ja też mam wspomnienia z podnóżkowej kariery, ale właśnie - było, minęło. Riv wyszła właśnie taka, chociaż miała być trochę inna. Chyba podświadomie kreowałam ją na osobę wywołującą skrajności - albo się ją lubi, albo nie. To właśnie jej najgorsza wada, to, w jaki sposób traktuje ludzi... No cóż, ja również bardziej lubię jej siostrę, ale może później jakoś wyprostuję jej zachowanie. Sky raczej wywołuje pozytywne odczucia, przynajmniej moim zdaniem.
UsuńJa też chciałabym "JUŻ!TERAZ!" rozkręcić akcję, ledwo się przed tym powstrzymuję.
To zakończenie mam nadzieję, że nabierze sensu z następnymi rozdziałami.
Dziękuję za tak długi komentarz i za wszelkie uwagi. Pozdrawiam!